czwartek, 29 maja 2014

Rozdział VI

Patrzył na mnie wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź..trzymał mnie swą dłonią za mój chudy nadgarstek. Czułam jak cisza rozbrzmiewa w pomieszczeniu, słyszałam jego wydychane powietrze,zapach. Na pełnych wargach zawitała mu suchość..Co mam zrobić?- zapytałam samą siebie. ,,Nie myśl tylko o sobie''- przypomniały mi się słowa Enza. Delikatnie uwolniłam mój nadgarstek z jego uścisku, usta lekko wydęłam powoli je rozchylając.
-Przykro mi, nie mogę - wyszeptałam, odwróciłam się i wyszłam. Mój oddech znacznie przyspieszył, a dłonie pobladły. Stanęłam kilkanaście metrów dalej od drzwi jego gabinetu i spojrzałam ponownie na nie. W sercu zagościł mi smutek, jakaś nuta żalu.. Miałaś nadzieję, że za Tobą pobiegnie..głupia- mówiło mi sumienie.
-Caroline, wszystko w porządku ?- z zamyślenia wyrwały mnie słowa Mer.
-Tak, przepraszam.. Od jutra będę już w pracy, moja córka miała lekki wypadek.
-Byłaś u dyrektora ?- zapytała przewracając szybko oczyma.
-Yhh.. Tak, byłam.. musiałam coś omówić.
-Proszę Cię, bądź ostrożna. Mówiłam Ci, żebyś się trzymała od nich z daleka- powiedziała nerwowo gestykulując dłońmi. Spojrzałam na nią i odeszłam bez słowa. Wyjazd tutaj miał mnie wyrwać od szarej rzeczywistości, która panowała w Mystic Falls. Czułam jak moje serce zaczyna krwawić na myśl o Bon. Tak bardzo jej potrzebowałam, zawsze znalazłaby wyjście z sytuacji..Dlaczego Mer tak bardzo pragnie mnie trzymać od niego..od mężczyzny, który wywiera na mnie tak bardzo mieszane uczucia - myślałam, zbliżając się do sali Chloe. Przekroczyłam próg drzwi i zobaczyłam pusty pokój, ani śladu po mojej małej dziewczynce. Wyjęłam telefon i wyszukałam w kontaktach ,,Enzo''.
-Gdzie jesteś ? Nie ma Chloe w szpitalu- powiedziałam łamiącym głosem.
-Jest ze mną u Ciebie w domu, wracaj.. muszę coś Ci powiedzieć- odpowiedział po czym nacisnął czerwony przycisk komórki. Z szatni wzięłam ciepłą kurtkę, szalik i czapkę..opatuliłam się opuściwszy szpital. Wsiadłam do mojego autka i odjechałam.Mijałam ośnieżone, samotne drzewa, biegnących ludzi, przytulające się do siebie pary zakochanych.
***
Przekręciłam kluczyk w zamku, popchnęłam drzwi i weszłam do mojego jaśniutkiego mieszkania. Od wejścia słyszałam głośny rechot mojej córki. Zdjęłam zaśnieżone kozaki, ciepłą kurtkę, szalik, czapkę i pobiegłam do Chloe biorąc ją w ramiona.
-Kocham Cię - wyszeptałam całując ją w jej drobniutką rączkę.
-A mnie to już nie..- powiedział Enzo, udając zasmuconego. Położyłam małą na podłodze, udając się do kuchni. Do pustego, metalowego czajnika wlałam wodę na ciepłą czekoladę. Poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach i przyjemne mruczenie tuż koło ucha:
-Caroline..
Lubiłam jego głos, odwróciłam się i spojrzałam w jego buntownicze oczy. Błyskała z nich radość, ciepło i ukojenie. Przywarł swoim czołem do mojego i zaczął monotonnym ruchem kołysać się w rytm muzyki, która brzęczała z nowoczesnego radia.
-Enzo- wyszeptałam.
-Ciii- wymruczał- Wiem co chcesz powiedzieć.
Rozszerzył delikatnie powieki i spojrzał w moje oczy, które wydawały się być przepełnione pożądaniem, lękiem..Jego ręce z bioder powędrowały ku mojej twarzy, którą objął czule. Wierzchem, ciepłej dłoni pieszczotliwie głaskał moją zaczerwienioną skórę. Wpatrywałam się w niego, był taki dobry, ciepły, kochany..przymknęłam oczy, a on złożył krótkiego, lekkiego, dziecięcego całusa na moich suchych ustach. Mogłam oddać go z podwojoną siłą, mogłam wpleść swoje dłonie w jego włosy i objąć go nogami w pasie, ale tego nie zrobiłam..a on tego nie oczekiwał. Uśmiechnął się i wyłączył gotującą się wodę.
***
Siedzieliśmy przy niewielkim stoliku, jedząc kolację. Chloe śmiała się zabierając nam z talerzy kawałki kurczaka a my przekornie na nią krzyczeliśmy, co wprawiało ją w jeszcze weselszy nastrój. W pewnej chwili nastała cisza, Enzo spojrzał na mnie poważnie. Znałam tą minę, zawsze taki był kiedy chciał powiedzieć coś ważnego..
-Enzo- powiedziałam marszcząc brwi.
-Caro.. mam do Ciebie, prośbę. Proszę z grzeczności..
-Hymm- wstałam od stołu nerwowo krążyć przy zlewie kuchennym.
-Chciałbym zabrać Chloe na dłuższe wakacje..- powiedział trzymając córkę na baranach.
-Mamo, zgódź się..- zapiszczała mała tuląc swojego ojca. Złapałam haust powietrza..
-Jak długie ?
-Rok.
-Rok ? Co ? A szkoła ? A ja ? A nowe życie .. ? - zaczęłam wykrzykiwać ledwo łapiąc powietrze.
-Caroline.. Chloe nie jest Twoją własnością. A kiedy to Ty ją zabrałaś dwa lata temu... nawet nie zapytałaś się mnie o zdanie- zaczął. Spojrzałam na córkę , która niemalże klęczała z rączkami złożonymi jak do modlitwy. Z oczu wypłynęło mi kilka kropli łez, które wytarłam szybko wierzchem rękawa.
-Dobrze..- odpowiedziałam kucając przy małej i mocno ją do siebie tuląc.
-Dziękuję mamusiu, kocham Cię tak bardzo jak tatusia - powiedziała zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Chloe lubiła mnie naśladować, moje ruchy, moje zachowanie przed lustrem..czy wszystkie miłe gesty.
Nigdy na tak długo nie rozstawałam się z moją małą córeczką, ale teraz wiedziałam..Że ten wyjazd, da mi chwile wytchnienia, będę miała czas poukładać wszystko, będę mogła skupić się na sobie.
-Kiedy chcecie wyjechać ?
-Za godzinę wyjeżdżamy - odpowiedział Enzo.
-Chloe idź zabrać do łazienki swoje gumki, szczotki i inne duperele- nakazałam. Enzo popatrzył na mnie i wziął w swoje ramiona, zaniósł mnie do sypialni i pozwolił spływać bez końca moim słonym łzą.
-Będziemy dzwonić, przecież Ci jej nie zabiorę Caroline..- wyszeptał całując mnie we włosy.
-Wiem, po prostu.. boję się, że ją stracę...
-Jak Bonnie?
-Tak- wypłakałam. Enzo odsunął się ode mnie, otarł bawełnianą chusteczką moje zapłakane policzki i powiedział całując mnie w czoło:

-Obiecuję, że będzie cała i zdrowa księżniczko.
-Przestań tak do mnie mówić- wybuchłam śmiechem, krztusząc się powietrzem.
-Ale przecież wiesz..dla mnie zawsze nią będziesz - wypowiedział kładąc nacisk na ,,zawsze''.. jakby zawsze miało trwać wiecznie. Spojrzałam na niego i poczułam szczęście, niekontrolowane szczęście, że tutaj jest, przy mnie, że opiekuje się mną.. i to, że właśnie z nim mam Chloe.
-Dziękuję - wyszeptałam przytulając go do siebie.
-Już jestem gotowa ! - wykrzyczała mała stojąc już w całym ubraniu , gotowa do wyjścia. Enzo zarzucił na siebie ciepłą kurtkę, wziął bagaże, pożegnał się i wyszedł zanieść walizki. W progu stała jeszcze Chloe, wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam.
-Kocham Cię, bądź grzeczna i ostrożna.
-Też Cię kocham mamo - odpowiedziała i wygramoliła się z moich ramion do Enza.
-Będę za Wami tęsknić- powiedziałam po czym usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Spojrzałam na zegarek, nie było jeszcze tak późno. Włosy spięłam w koczka, zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Pozwoliłam przez kilka dobrych minut swobodnie spływać kroplą wody po moim nagim ciele.. Na dłoń wylałam trochę żelu , który wmasowałam w moje ciało.
***
Weszłam do jednego z pobliskich barów, w twarz uderzył mnie zapach dymu papierosowego, mocnego alkoholu i mieszanki perfum. Na parkiecie była masa ludzi, która podskakiwała w rytm muzyki. Usiadłam tuż przy barze i powiedziałam:
-Whisky, poproszę.
-Już się robi młoda damo- odpowiedział mi wysoki, umięśniony barman. Po jednej whisky, wzięłam jeszcze kilka.. Poczułam, że robię się ciepła, temperatura mojego ciała znacznie wzrosła pod wpływem alkoholu. Zrzuciłam z siebie lekką kamizelkę i zostałam w samej tunice, sięgającej mi do połowy ud, jasnych spodniach i kozaczkach do kostki. Ręce wyciągnęłam ku górze i zaczęłam tańczyć wśród tłumu, który z każdą minutą się powiększał. Zamknęłam oczy poruszawszy się w rytm muzyki. Po chwili głośny tłum milkł a obok mnie robiło się co raz więcej miejsca..Byłam tak odurzona alkoholem , że nawet nie przeszło mi przez myśl, aby sprawdzić co się dzieje. Kiedy brzmienie nut zaczynało cichnąć otworzyłam powieki, byłam sama, sama na środku parkietu.
Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam.. przy barze siedział on.. z rozbawioną miną.. Klaus Mikaelson. Wpatrywał się we mnie, a kiedy muzyka całkowicie ucichła zaczął bić brawo. Speszona, zawstydzona, zdenerwowana spojrzałam na niego i pokręciłam głową wybuchając śmiechem.
- Dlaczego tu nie ma nikogo ? Co tutaj robisz ? - zapytałam podchodząc nieco bliżej. Nie czułam strachu.. czułam się odważna, pewna siebie.
- Oglądam Cię, panno Caroline. Zahipnotyzowałem wszystkich by wyszli - wyszeptał pochylając się nade mną znacznie bliżej niż powinien.
-Nie rozumiem Twoich żartów Klaus..- powiedziałam mrużąc oczy. Spojrzałam na lezącą kamizelkę kilka krzeseł dalej. Wyciągnęłam rękę biorąc ubranie,zarzuciłam sobie ją na plecy i wyszłam zostawiając go samego. Już byłam przed drzwiami kiedy pojawił się ponownie przede mną z uśmiechem na twarzy.
-Zostań proszę - powiedział całując mnie w dłoń po której przeszedł dreszcz. Moje serce przyspieszyło wielokrotnie, a kąciki ust zaczęły się wyginać w uśmiech.
-Dobrze - wyszeptałam naśladując jego ruchy i zbliżyłam swoje usta do jego ucha, tak by poczuł powiew wydychanego powietrza. Jego włoski na rękach lekko zadrgały unosząc się do góry. Odwróciłam się kierując się, by usiąść na krześle tuż przy barze.
-Gdzie barman ?- zapytałam.
-Ja dziś będę barmanem - odpowiedział stając za blatem- Co podać panience ?
-Raz whisky, albo od razu dwa.
-Dużo pijesz Caroline.
-Mam rok wolnego.. od córki, mogę zaszaleć - odpowiedziałam, a w jego oczach pojawiły się iskierki zaciekawienia.
-W takim razie, powiedz mi Caroline.. gdzie jest Twoja córka ? - zapytał pomniejszając i powiększając swoje źrenice.
-Twoje oczy... co z nimi nie tak ? - zapytałam nie przełykając palącego alkoholu.
-Nic.. - odpowiedział pocierając oczy.
-Moja córka wyjechała z Enzem.. właśnie ! Dlaczego wypytywałeś Chloe o mojego...- urwałam nie kończąc.
-Pamiętała to ?- zapytał zaciskając dłoń na butelce od whisky.
-Tak - odpowiedziałam włączając muzykę z mojego telefonu i ruszając na pusty parkiet. Brzmienie było spokojne, kojące i powolne. Z uśmiechem na twarzy kołysałam się samotnie na dużej sali, przy barze stał Klaus, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem, którego nie umiałam rozgryźć. W jednej dłoni trzymałam butelkę alkoholu, którą od czasu do czasu przykładałam do ust, by upić łyk palącej, tumaniącej cieczy. Po kilku minutach rzuciłam butelką o podłogę, pozwalając jej tym samym się rozbić. Chwiejnym krokiem stanęłam przed Klausem, który miał niezły ubaw i wymamrotałam:
-Zabierz mnie stąd szybko...


Na tamten rozdział tak długo musieliście czekać ! Za to ten pojawił się już ! haha :) Wena mnie dziś dopadła, po długiej przerwie ! Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ! Komentujcie naprawdę daje mi to ogromną radość ! Dziękuję za poprzednie komentarze ♥ Jesteście Kochani ! :)
Dałam Wam Enzoline i Klaroline :) Teraz przez dłuższy czas nie będzie Enza i Chloe, więc pomyślałam, że zasłużyli na jakąś EPICKĄ scenkę :) 
Kiss & Hugs
Wasza Syluuu ! :)

środa, 28 maja 2014

Rozdział V

Przed oczyma przelatywały mi najpiękniejsze chwile u boku mojej córki. Jej narodziny, pierwszy kroczek postawiony przez nią, pierwsze wypowiedziane słowo, pierwsze pójście do szkoły. Pamiętam kiedy dowiedzieliśmy się - ja i Enzo- o chorobie naszej córki. Chloe cierpi na wrodzoną wadę serca.. to cud, że żyje tak długo.
-Elijah zabierz ją do szpitala, tylko szybciej - krzyknął Klaus. Potem spojrzał w moje oczy, które wydawały się być martwe.
-Będzie dobrze, zabiorę Cię do szpitala - wyszeptał biorąc mnie na ręce. Wtuliłam się w jego umięśniony tors i nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku..łzy ciekły po moich rozpalonych policzkach. Nie zdążyłam się odwrócić, a mężczyzna już położył mnie na leżance w gabinecie swojego szpitala. To było nie realne, jak tak szybko dotarliśmy do budynku, ale nie chciałam polemizować, usłyszałam szybkie trzaśnięcie drzwiami. Wstałam, rozejrzałam się wokoło.. było pusto, spojrzałam na swoje drżące ręce, przymknęłam lekko powieki, zrobiłam kilka głębokich wdechów. Caroline dasz radę - szepnęłam i wybiegłam z gabinetu kierując się w stronę stronę sali operacyjnej. Zdyszana, spocona rzuciłam się na drzwi sali.. była pusta, nikogo nie było.. Chloe- pomyślałam i uderzyłam w szybę tym samym ją rozbijając. Poczułam lekki powiew wiatru i odwróciłam się, za mną stał wysoki mężczyzna w garniturze.
-Witam Cię Caroline, nazywam się Elijah Mikaelson- powiedział płynnie, pełen powagi.
-Co z Chloe ? Dlaczego jej nie ma na sali operacyjnej ?- wypaliłam niemalże rzucając się na mężczyznę .
-Z Twoją córką wszystko w porządku, to zwykłe omdlenie..najprawdopodobniej z przemęczenia. Nic jej nie grozi.
-Dzięki Bogu..- wyszeptałam kucając pod drzwiami, zaciskając poranione dłonie. Mężczyzna podał mi swoją dłoń, która była niezwykle zimna i pomógł mi wstać. Spojrzałam pod nogi i zobaczyłam kawałki drobnych szkieł.
-Przepraszam, posprzątam- powiedziałam zerkając na niego, tylko pozwól, że odwiedzę córkę.
-Nie trzeba Caroline, mamy od tego sprzątaczki - usłyszałam głos Klausa. Spojrzałam na niego przestraszona i zapytałam:
-Gdzie Chloe ?
-Zaprowadzę Cię- wyszeptał.
***
Siedziałam przy łóżku szpitalnym mojej córki, leżała blada i osłabiona. Jej lekkie powieki zaczęły powoli drżeć, leniwie otworzyła oczy i wyszeptała zachrypłym głosem:
-Mamusiu, gdzie jestem ?
-W szpitalu, zemdlałaś, ale nic Ci nie grozi.. już wszystko dobrze. Przyniosę Ci coś do jedzenia- odpowiedziałam całując Chloe w czoło i odgarnęłam jej włosy za ucho.
***
Oczyma Klausa
-Co zrobiłeś ?- wykrzyczał na mnie Elijah przykładając swoją dłoń do brody.
-To co słyszałeś, uleczyłem ją moją krwią - odpowiedziałem siadając na wygodnym krześle w moim gabinecie.
-To tylko dziecko Klaus.. jak mogłeś to zrobić ?
-Mam do niej plany bracie - odpowiedziałem podchodząc do niego i lekko klepiąc go po plecach- A teraz wybacz, muszę się pożywić. Krew z woreczka cholernie mi zbrzydła- dopowiedziałem wychodząc.
Przemierzałem korytarze mojego szpitala wypatrując jakąś ofiarę, moją uwagę przykuła blond piękność, złapałem głęboki wdech i pomyślałem - Oj Caroline Forbes. Płynnym, wolnym krokiem zbliżałem się do kobiety, stanąłem tuż za nią, kilka milimetrów dalej. Blondynka odwróciła się z przerażeniem na twarzy, jej lekkie puszyste włosy lekko opadały na jej cudowne kości obojczykowe, a źrenice wyraźnie powiększyły swój rozmiar.
-Witaj kochana, ciągle na siebie wpadamy- wyszeptałem jej do ucha, przeprawiając ją tym samym o dreszcze.
-Ta..Tak.. Przepraszam, muszę iść do córeczki - wydukała lekko się rumieniąc.
-Pójdziesz ze mną do mojego gabinetu- wyszeptałem hipnotyzując ją.
***
Oczyma Caroline
Szłam z rogalikiem w ręku za Niklausem Mikaelsonem.. nie wiem czemu, nie wiem po co. Czułam, że nie chce tego robić, że powinnam teraz być przy córce, ale coś nie pozwalało mi się przeciwstawić. Klaus otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem ręki.
-Nie..- wyszeptałam- Muszę iść do córki.
Mężczyzna wydawał mi się być zakłopotany i wzburzony. Podszedł do mnie i wyszeptał :
-Wejdź do gabinetu.
Poczułam znowu to samo uczucie, przymus i uległość. Spojrzałam na niego i uderzyłam go z impetem w twarz. Był cholernie przystojny, ale wiedziałam, że teraz najważniejsza jest moja córka..Jego gałki oczne stały się czerwone, a pod oczyma pojawiły się czarne żyłki.
-Klausie zostaw pannę Forbes- usłyszałam poważny, spokojny głos Elijah'y. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biegnąc ku jednej z pustych sal. Głośno wdychałam powietrze, nerwowo się kręcąc. Teraz to już na pewno po mojej pracy, jesteś taka głupia Caroline- szepnęłam sama do siebie. Zza moich pleców usłyszałam dobrze mi znajomy głos:
-Co zrobiłaś księżniczko ?
-Enzo - odpowiedziałam szczerze się uśmiechając.
Zawsze na jego widok promieniałam, był naprawdę kochany i uroczy. Dla niego nie było sytuacji bez wyjścia, miałam momenty w których szczerze chciałabym spróbować jeszcze raz.. ale coś mnie hamowało. Może to, że wiedziałabym jak to się skończy. Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam go z całych sił.
-Nie zadzwoniłaś do mnie, że z Chloe coś nie tak- powiedział ze złą miną i odrobiną żalu w głosie.
-Przepraszam, to wszytko było tak nagle.. jeszcze stracę pracę..uderzyłam dyrektora w twarz Enzo.
-Caroline, na pewno mu się należało- odpowiedział całując mnie w czoło- Zaprowadzisz mnie do małej ?
***
Siedzieliśmy przy łóżku Chloe, która wydawałaby się być całkowicie zdrowa. Uśmiech nie schodził jej z twarzy po przybyciu Enza. W pewnym momencie posępnie spojrzała na nas i zapytała :
-Tatusiu czy znasz tego Pana , który mnie znalazł kiedy się zgubiłam ?
Wzrok mężczyzny pokierował się na mnie.. wiedziałam, że będzie zły, to była kolejna rzecz o której nie powiedziałam Enzowi.
-Jaki Pan Chloe ?
-Dyrektor mamusi- odpowiedziała pocierając rączkami.
-Nie, dlaczego myślisz córeczko, że mógłbym go znać ?
-Bo on powiedział, że zna nasz ród bardzo dobrze- powiedziała powoli składając wyrazy. Enzo był zły, widziałam to po nim. Wstał z plastikowego krzesła i podszedł do okna, uderzył w ścianę pięścią i zacisnął usta w wąską linię. Podeszłam do niego spokojnie i wyszeptałam:
-O co chodzi Enzo ?
-O nic Caroline, jestem na Ciebie wściekły.. Jak możesz nie mówić mi o takich rzeczach ?To jest nasza córka i nie pozwolę , żeby ktoś się wpieprzał w nasze życie - wykrzyczał i wyszedł z sali. Zrozpaczona stanęłam przy Chloe i pocałowałam ją w rączkę.
-Zaraz będę, nie martw się- powiedziałam udając się w pogoni za Enzem. Siedział pod jedną z sal opierając się o blade ściany.
-Jak możesz tak wybuchać przy dziecku ? Jesteś normalny ?- wykrzyczałam. Chloe zawsze reagowała na takie sytuacje nerwowo, nie znosiła kłótni moich i Enza, a na pewno nie powinna być świadkiem takich wybuchów.
-Z to Ty jesteś normalna Caroline ? Nie informujesz mnie zupełnie o niczym ! Nawet gdyby nie szpital nie wiedziałbym, że coś nie tak jest z moją córką do cholery ! Przestań myśleć tylko o sobie - odpowiedział podniesionym tonem i zbliżył się do mnie- Nie zapominaj, że to ja jestem ojcem- wyszeptał i przytulił mnie do siebie. Przymknęłam lekko powieki, a gdy je otworzyłam zobaczyłam Klausa, blisko.. aż zbyt blisko. Przestraszona odskoczyłam od Enza i zanim zdążyłam mu powiedzieć co się stało mężczyzna zniknął.
-Coś nie tak ?
-Enzo.. nie, wszystko dobrze- odpowiedziałam- Idź do Chloe, muszę coś załatwić.
***
Stałam przed drzwiami Klausa Mikaelsona, mojego dyrektora, który wzbudzał we mnie pomieszane uczucia. Uderzyłam go w twarz, boże - pomyślałam, ale mimo to nie miałam zbyt dużych wyrzutów sumienia. Czułam, że jakaś część mnie wie o tym, że w tym mężczyźnie jest zło i mrok. Już miałam pukać, kiedy uchyliły się przede mną drzwi.
-Słucham Cię Caroline ?- powiedział i zaprosił do środka. Stanęłam przed nim, w dłoni trzymał szklankę z bursztynową cieczą. Spojrzałam w jego chłodne oczy i oblałam się ciepłym rumieńcem.
-Przepraszam - wyszeptałam spuszczając wzrok.
-Oh.. Caroline, Caroline.. co ja mam z Tobą zrobić ? - wyszeptał z powagą w głosie lekko unosząc kąciki ust. Przeszywał mnie swoim spojrzeniem, jego gesty, poruszające się usta przyciągały mnie do niego.
-Przepraszam proszę Pana, to nigdy więcej się nie powtórzy, ale nie lubię kiedy ktoś mnie zmusza- wypaliłam robiąc się purpurowa.
-Nigdy nikt mi się nie opiera Caroline... Jesteś pierwszym takim przypadkiem, będę zaszczycony poznać Cię lepiej- odpowiedział, a ja poczułam ulgę na sercu.. nie wiem czy to dlatego, że nadal mam posadę, czy może dlatego, że mi wybaczył. Kiedy stałam przed tym mężczyzną moje uczucia przewracały się o 180 stopni, a jego tajemniczość i mrok przyciągał mnie do niego.
-Dziękuję- odpowiedziałam odwracając się ku wyjściu. Wtedy poczułam jak chwyta mnie swoją zimną dłonią za nadgarstek i przyciąga do siebie.
-To co, kolacja ?- wyszeptał pochylając się. Jego usta były blisko mnie, czułam jego wydychane powietrze. Oczy pełne chłodu świdrowały moją duszę, a ja poczułam rosnącą gule w gardle..Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa, moje nogi zaczęły robić się miękkie jak z waty a w ustach poczułam suchość.


Wracam po długiej przerwie :) Ostatnio mało komentujecie. Mam wgl dla kogo pisać ?! Czytelnicy pokażcie się i pozostawcie po sobie ślad ! ♥ Jak widzicie, z małą wszytko dobrze.. dzięki krwi ! Krwi Klausa :) Jak zakończy się przyjazd Enza ? Macie jakieś pomysły ? A co z naszą Caroline ? Czy zgodzi się na kolację i co z nią nie tak ? Dlaczego opiera się hipnozie ?
Wasze pomysły na odpowiedzi piszcie w komentarzach :)
Aaa ! Za błędy przepraszam ♥
XOXO

środa, 7 maja 2014

Rozdział IV

Mrugnęłam oczyma kilkakrotnie i poczułam się jak wyrwana ze snu. W około nie było już mojej córeczki i doktora Klausa, który obiecał zawieść Chloe do przedszkola. Niepewnie spojrzałam na swoje ręce, były bardzo czerwone od mrozu , który panował na dworze. Rozejrzałam się wokoło i przebiegłam przez zaśnieżoną ulicę, aby wsiąść do auta i pojechać do pracy. Włączyłam losową stację, odjechałam uśmiechając się na myśl o moim pierwszym dniu w szpitalu. Po kilkunastu ciągnących się minutach dojechałam na miejsce, auto zaparkowałam na wyznaczonym parkingu dla pracowników i wbiegłam do budynku. Kilka dobrych minut błądziłam szukając szatni.
-Przepraszam - zaczepiłam kobietę o blond, długich włosach. 
-Tak ? - odpowiedziała z nutką pogardy, w jej oczach tłumiły się iskierki mroku.. do tego stopnia, że aż po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Gdzie jest szatnia dla kardiochirurgów ? To mój pierwszy dzień - zapytałam starając się być jak najbardziej uprzejma.
-Ah, to Ty.. Caroline Forbes tak ? - zapytała, po czym ponownie wtrąciła zdanie- Chodź za mną, jestem ordynatorem kardiochirurgii, Rebekah Mikaelson, miło mi Cię poznać.
Wymieniłyśmy się uściskami dłoni i poszłyśmy do szatni.
W głowie przetwarzałam sobie jej dane, coś było nie tak, czułam jakbym już gdzieś słyszała to nazwisko... To siostra dyrektora- pomyślałam uderzając się otwartą dłonią w czoło i tym samym przypominając sobie poranne zdarzenie. 
-To tutaj, ona Cię oprowadzi, pokaże co i jak - powiedziała z ironicznym uśmiechem wskazując palcem na jedną z lekarek.
Zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się niepewnie. Kobieta podeszła do mnie, wyciągnęła rękę i ochoczo się przedstawiła:
-Witaj, jestem Meredith Sheperd.
-Caroline Forbes, miło mi- odpowiedziałam przyjaźnie.
Mer pokazała mi moją szafkę w której mogę trzymać moje ubrania. Przebrałam się w mgnieniu oka w fartuch szpitalny i zaczęłyśmy swoją wycieczkę po szpitalu. 
greys anatomy animated GIF-Rebekah Mikaelson, to siostra dyrektora tak ?
-Tak, jest podłą jedzą musisz na nią uważać- odpowiedziała z powagą nie zwalniając kroku.
-A dyrektor ? - zapytałam łapiąc oddech.
- Caroline, nie zbliżaj się do nich. Bądź po prostu pracownikiem, jak ja a wszystko będzie dobrze.
Słowa kobiety przeraziły mnie, miałam się nie zbliżać.. Chloe- pomyślałam, ale zaraz poczułam stoicki spokój. Miałam mu zaufać, wszytko będzie dobrze, na pewno.Mer pokazała mi kilku pacjentów jakimi teraz musimy się zająć.

***
Padałam z nóg, z wyczerpania.. nie mogę sobie przypomnieć kiedy przeprowadzałam tak cholernie trudną operację. Siedziałam na plastikowym niewygodnym krześle, włożyłam dłonie do kieszeni białego fartuchu i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Witam panno Caroline - usłyszałam głośny krzyk, który od razu postawił mnie na nogi. Przede mną stała Rebekah Mikaelson, była wściekła. Stanęłam przed nią i zaczęłam na jednym tchu mówić:
-Przepraszam, ostatnio miałam ciężki okres w życiu. Więcej się to nie powtórzy obiecuję, jestem tak strasznie zabiegana. 
-Przestań.
-Moją przyjaciółkę ostatnio zamordowano, przepraszam - mówiłam nie dając jej dojść do słowa. Kobieta patrzyła na mnie z coraz większą złością, stanęła naprzeciw mnie i szepnęła :
-Przestań gadać i odejdź.
Poczułam, że muszę to zrobić.. dosłownie poczułam się tak jak rano, jakbym musiała coś zrobić, poczuć choć wcale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Delikatnie skinęłam głową i odeszłam wyjmując wibrujący telefon z kieszeni. Na ekranie pojawił się numer nieznany, już miałam nacisnąć czerwony przycisk, ale zaryzykowałam i odebrałam.
-Witaj Caroline, mogłabyś przyjść do mojego gabinetu ? - usłyszałam znajomy mi brytyjski akcent i lekki skurcz w żołądku.
-Tak, zaraz będę - odpowiedziałam niepewnie i udałam się do dyrektora szpitala. Czułam jak moje serce uderza coraz szybciej, a mój oddech staje się nierówny. Odrzuciłam moje włosy na tył i zapukałam kilka razy. 
-Wejdź.
- Jestem, co Pan chciał ?
- Klaus, Caroline.. mów mi Klaus. Chciałem Cię poinformować, że na dziś to koniec. Możesz wrócić do domu, ale najpierw..- urwał i spojrzał na mnie złowieszczo. 
***
Oczyma Klausa
Widziałem strach w oczach tej kobiety, podobało mi się to. Była piękna, odważna, ale zarazem krucha i pełna słabości. Jedną z tych słabości byłem ja, za każdym razem słyszałem jej nerwowe bicie serca, przyspieszony oddech. Pod wpływem mojego dotyku drżała, była tylko niewinną śmiertelniczką.
-Ale najpierw musisz oddać krew, nie krzycz- powiedziałem obnażając kły i wbiłem się w jej nieskazitelną szyję. Metaliczny posmak pieścił moje podniebienie i przełyk. Czułem jak każda kropla karminowej cieszy przepływa i wprawia mnie w szalenie dobry nastrój. Kiedy oddech stawał się płytszy oderwałem się od panny Forbes i otarłem rękom zabrudzoną twarz. Kobieta stała nieruchomo, jakby w szoku. Trzęsącą dłonią dotykała swojej rany z której płynęły stróżki krwi. Ślad po ugryzieniu był zbyt duży, musiałem podać jej swoją krew, aby rana się zaleczyła. Po wykonaniu niezbędnych czynności stanąłem przed blondynką, położyłem ręce na jej ramionach i wyszeptałem :
-Po wyjściu z tego pomieszczenia, zapomnisz o wszystkim co się tu wydarzyło. 
Care wyszła bez słowa, zamknęła spokojnie drzwi i odeszła, a ja poczułem lekkie ukłucie w sercu z niewiadomych mi przyczyn. Chyba po raz pierwszy w życiu miałem wyrzuty sumienia, że pożywiłem się na bezbronnej istocie. Nerwowo krzątałem się po gabinecie, rzuciłem lampą w ścianę. Drzwi lekko się uchyliły i weszła moja siostra.
-Nik, zły dzień ? - zapytała wyjmując z kieszeni torebkę z życiodajnym płynem. Usiadła na rzeźbionym, drewnianym krześle, nogi wyciągnęła przed siebie kładąc je na biurku. Nie odpowiedziałem, krzątałem się po pomieszczeniu i stanąłem przy oknie zerkając na wchodzącą do auta Caroline.
-Dziś, ta nowa.. Forbes usnęła na korytarzu. Mówiła o jakieś śmierci swojej przyjaciółki, wkoło przepraszała, wkurzała mnie swoim niekończącym się gadaniem... Więc ją zahipnotyzowałam, żeby się zamknęła- powiedziała Bekah, a ja odwróciłem się twarzą do niej. 
-Co zrobiłaś ?
-Zahipnotyzowałam.. czy to jest takie dziwne ? Robimy tu gorsze rzeczy, ale ona chyba nic nie wie o nas- wampirach. Jest zielona w te kulki, a Meredith jej nie powie, bo boi się o życie - Bekah zachichotała, sącząc krew z woreczka. Zabrałem skórzaną kurtkę i wyszedłem trzaskając drzwiami. W wampirzym tempie znalazłem się na dole szpitala i już miałem wychodzić kiedy drogę zastawił mi mój brat.
***
Oczyma Caroline
Stałam w przedszkolu, myślami byłam daleko stąd. Nie wiem czemu, ale czułam się jakbym miała luki w pamięci.. Jeszcze nigdy nie doskwierał mi taki dyskomfort. Jestem lekarzem.. czuję, że coś jest nie tak. Biję się z myślami, zachodzę w głowę.. co mi umknęło- pytałam sama siebie. Z zamyślenia wyrwał mnie pisk córeczki:
-Mamusiu ! - krzyknęła Chloe wtulając się w moje ramiona. Założyłam jej ciepłe ubranie i wyszłyśmy do auta. Droga przemijała w spokoju, Chloe jak nigdy praktycznie nic nie mówiła.
-Skarbie, coś się stało ?-zapytałam.
-Mamusiu, ten pan.. on pytał się o tatusia - mała szepnęła pocierając rączką po skroni. Czułam jak zaczynają mi się pocić ręce. Czego on chce- zapytałam się w myślach. Miałam się trzymać od nich z daleka.. tak radziła mi Mer. Tak zrobię - szepnęłam lekko dodając gazu.
***
-Jeszcze tylko kilka poprawek i będzie gotowe. Nie wierć się Chloe - skarciłam córkę. Za kilka dni będzie wybierana miss przedszkola, dla takiej księżniczki jaką była moja córka ten dzień będzie szczególnie ważny. Chloe nie lubiła przegrywać, była uparta, odważna.. podobno była zupełnie jak ja. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam wibrującą komórkę i odebrałam odrywając się na chwilę od dziewczynki.
- Mamo, hej !
-Jak Caroline ? Wszystko w porządku ? Jak nie będziesz dawała sobie rady, pamiętaj możesz tu wrócić albo ja przyjadę do Ciebie.
-Babcia ! Daj mi babcie ! - Chloe wyrwała mi telefon. Ja poszłam do kuchni, przygotowałam kilka kanapek i dwie herbaty.. a mała jeszcze nie przestawała rozmawiać przez telefon. Zdenerwowana poszłam do sypialni.. zamarłam, czułam jak gula rośnie w moim gardle, a z oczu płyną łzy, serce zaczynało mi bić coraz szybciej a obraz robił się zamglony. Czułam się jakby moje ruchy były spowolnione, chociaż staram się wszytko robić jak najszybciej. Chloe, leżała, blada na podłodze, nie ruszała się. Potrząsnęłam córeczką kilkakrotnie.. nie reagowała. Zadzwoniłam na pogotowie, miało się zjawić w przeciągu kilku minut.. Przez ten czas, zrobiłam masaż serca.. a ona wciąż nie odzyskiwała przytomności. Moja twarz była mokra od łez, które płynęły strumieniami i od potu, który pojawił się na skutek wysiłku..W pewnym momencie usłyszałam głośne szarpnięcie drzwiami i wpadających lekarzy, wśród nich był Klaus. Płakałam, tak bardzo płakałam, nie miałam siły wstać, czułam jak jego ręce chwytają mnie w talii i podnoszą moje niemalże sparaliżowane ciało ku górze..


Rozdział krótki,ale obiecuję , że kolejny będzie dłuższy :) Zdecydowanie na maturach powinno napisać się coś własnego, twórczego =). Jak się Wam podobało ? Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa ♥ Czy chcecie abym dodała muzykę na tego bloga ?
Zachęcam do komentowania ! ♥
Wasza Sylwia
xoxo.




czwartek, 1 maja 2014

Rozdział III

Siedziałam w samochodzie, obok mnie Chloe, która odwracała się do tylnej szyby auta, aby pomachać Eliz. Jeszcze pamiętam nasze wspólne święta. Zapach mięs, rozchodzący się aż do drzwi, kolorowe ciasta na stole, pod choinką masa pudeł zapakowanych w papier ozdobny. Ku mojemu zdziwieniu nawet kilka było dla mnie, odnosiłam wrażenie, że ta cała troska jest przez śmierć Bon.. Ale nie chciałam polemizować. Mama kupiła mi piękne obleczenie na pościel, do mojego nowego mieszkania, które dostałam z pracy.. Oczywiście za całkiem  nie małą opłatą. Chloe narysowała rysunek, przy którym wszyscy śmialiśmy się do łez.. Obrazek przedstawiał tradycyjnie rodzinę, czyli mnie, Enza, Eliz i Chloe, ale ponadto małego dzidziusia z ogromnymi uszami. Tak, Chloe zdecydowania miała bujną wyobraźnię, chciała mieć rodzeństwo.. co nie było możliwe. Prezent od Enza, chyba najbardziej mnie wzruszył, zrobił dla mnie przepiękny rodzinny album ze zdjęciami.
-Chloe uspokój się, babcia Cię już nie widzi - skarciłam małą, sadzając ją obok siebie.
-Dlaczego jesteś smutna mamusiu ? - zapytała wiercąc się i spoglądając na mnie.
-Nie jestem smutna kochanie, może się troszkę zdrzemniemy ? - zapytałam kładąc jej głowę na swoich kolanach i podając jej, misia. Rzeczywiście, Chloe usnęła już po kilku minutach, a ja lekko przymykałam oczy, ale każde wjechanie w dołek, przez Enza.. sprawiało, że się budziłam. Droga była długa i męcząca, dla mnie i dla Enza, który chciał przy nas jeszcze trochę pobyć. 
-Jesteśmy na miejscu- krzyknął przeciągając się. Chloe obudziła się, każdy włos miała w inną stronę.  
-Dziękuję - odpowiedziałam szeptem i wyszłam z auta.  Stanęłam przed olbrzymią kamienicą i złapałam haust powietrza. To miasto.. w nim odczuwałam jakiś bakcyl zła, ludzie patrzyli z wrogością, aż po moich plecach przechodziły nieprzyjemne ciarki. Złapałam kilka bagaży i wnieśliśmy je na górę. Z zapartym tchem przekręciłam kluczyk w zamku i popchnęłam drzwi. Od razu uśmiechnęłam się i wbiegłam do środka. Mieszkanie było przepiękne,w salonie podłogi wyłożone w jaśniutkich płytkach, ściany  pomalowane na kolor kawy z mlekiem, łazienka.. łazienka była przestronna z dużą, narożną wanną. Kuchnia w zabudowie ze szklanymi szybkami i aneksem. Pokój Chloe.. oj mała cieszyła się i wariowała, pokój Chloe pomalowany był na różowo ze wzorami na ścianach, mało tego jej łóżko było z baldachimem, a w rogu stała mała toaletka, jak dla księżniczki. Nadszedł czas, abym zobaczyła swoją sypialnię.Była duża, na podłodze leżał ciężki fioletowy dywan, cudownie odbijał się na tle jasnych paneli, ściany pokryte były tapetą w fioletowo-białe wzory, łóżko dwuosobowe a obok dwie szafeczki nocne. 
-Nieźle, Caroline - powiedział Enzo gwiżdżąc po cichu. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam na zegarek.
-Cholera, muszę iść do szpitala, Enzo zajmij się Chloe, a jak będziesz musiał jechać w trasę, przyprowadź ją do mnie do pracy. Adres masz w kopiach roboczych w telefonie- odpowiedziałam jednym tchem przesyłając im buziaki. 
-Aa klucze - krzyknęłam stojąc przy drzwiach.
-W kuchni na blacie - odkrzyknął.
Zabrałam kluczyki, a przed wyjściem przejrzałam się w lustrze wiszącym w korytarzu, musnęłam usta błyszczykiem i wybiegłam z mieszkania. Droga, samochodem nie była długa, kilkanaście minut i byłam na miejscu. 
-Cholera ! Co za pieprzony palant - uderzyłam w kierownice tym samym trąbiąc na kierowce jakiegoś auta. W duchu zadawałam sobie, dlaczego co poniektórzy mają prawo jazdy. I gdzie ja teraz zaparkuję- szepnęłam do siebie. Wyszłam z auta, pewna siebie i zapukałam w szybę palanta. 
-Słucham panienkę ? - zapytał, uchylając szybę. 
-Mógłby Pan, łaskawie inaczej zaparkować ten swój wóz ? Zajmuje Pan dwa miejsca parkingowe, a ja staram się zdążyć na czas - powiedziałam jak najszybciej umiałam, ale z ogromną goryczą i złością.
-Jeżeli będę miał ochotę to to zrobię - odpowiedział puszczając mi oko. Drażnił się ze mną, chyba nie chciał poznać mnie z najgorszej strony. 
-Dupek- odkrzyknęłam tak by słyszał, kierując się do auta. Nie jestem tą, która czeka, czy się słucha. Odjechałam kilka przecznic dalej i do szpitala doszłam na pieszo. Wyjęłam kartkę, zdecydowanie pogniecioną z tylnej kieszeni spodni i przeczytałam : godzina 16:00 pokój 312 . Po kilku minutach stanęłam przed drzwiami, gabinetu dyrektora. Zapukałam i weszłam śmiało, mężczyzna siedział na fotelu tyłem do mnie. Nie widziałam jego twarzy, nic nie mówił.. więc zaczęłam lekko ochrypłym głosem.
-Dzień dobry, nazywam się Caroline Forbes, miałam się zgłosić do Pana odnośnie warunków mojej pracy.
Mężczyzna wstał z krzesła i usiadł na rogu biurka, oniemiałam.. dyrektorem szpitala, był dupek i palant sprzed bramy. Oblałam się czerwonym rumieńcem i lekko zaśmiałam, oczywiście na myśl o mojej głupocie, i nie wyparzonym języku.
-Ah to Ty, widzisz czasami potrafisz być miła - odpowiedział i wygiął twarz w półuśmiechu.
-Ja..ja.. przepraszam - powiedziałam zbliżając się do niego. W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia, przepełnione czymś mrocznym, jakąś cząstką zła. Wyciągnęłam rękę i podałam mu jeszcze raz się przedstawiając. Mężczyzna zbliżył swoje usta do wierzchu mojej dłoni i złożył na niej delikatny, subtelny pocałunek, który nie wiem dlaczego, ale sprawił, że poczułam jak po moim ciele przepływa fala dreszczy.
-Miło mi Caroline, a ja nazywam się Niklaus Mikaelson- powiedział, każąc gestem ręki bym usiadła na krześle. Mężczyzna zerkał na mnie i uśmiechał się do siebie, nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.. Nie znałam go przecież. Omówiliśmy godziny pracy, zarobki i urlop, wszytko jak najbardziej mi odpowiadało. 
-Do widzenia i jeszcze raz przepraszam Panie Niklausie - powiedziałam.
-Mów mi Klaus - odpowiedział i jeszcze raz złożył pocałunek na mojej dłoni. Wyszłam z jego gabinetu i szybko udałam się do drzwi, które wskazywały na łazienkę. Stanęłam przed lustrem głośno łapiąc powietrze, lodowatą wodą przemyłam twarz i oparłam się o ścianę. Co Ci jest Caroline - szepnęłam sama do siebie. Przed oczyma ciągle miałam scenkę, w której całuje moją dłoń i zerka na mnie, uśmiechając się. Potrząsnęłam głową, nabrałam powietrza i wyszłam z łazienki, potem z całego budynku.
***
-I jak było na rozmowie ? - zapytał Enzo, siadając obok mnie z kubkami ciepłego kakao.
-Dobrze - odpowiedziałam machinalnie, wpatrując się w dal.
-Na pewno ? Wydajesz się być nieobecna - powiedział troskliwym głosem. 
-Tak, wszytko dobrze. Idę zrobić sobie kąpiel - odpowiedziałam uśmiechając się.
Stanęłam w łazience, zrzuciłam z siebie brudne ubrania, do wanny nalałam gorącej wody i płynu o zapachu różanym. Weszłam do wody i oddałam się w ręce Morfeusza.
Biegłam przez korytarz szpitala, cała mokra i zmęczona od natłoku pracy. Nie zauważalnie wpadłam na mężczyznę.. z lekkim zarostem o chłodno-niebieskich oczach. Objął mnie czule mówiąc :
-Caroline, nie spiesz się nigdzie, wszystko będzie dobrze. 
Spojrzałam na niego i lekko zbliżyłam swoje usta do jego wdychając jego wydychane powietrze.
- Caroline, otwórz ! - wyrwał mnie krzyk Enza, dobijającego się do łazienki.
-Co chcesz Enzo ? - odpowiedziałam mrużąc oczy.
-Nie dajesz znaku życia od ponad godziny - powiedział zmartwiony.
-Zaraz wyjdę - odpowiedziałam wychodząc z wanny, w której woda zrobiła się już dawno chłodna. Owinęłam się śnieżnobiałym ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Na moim łóżku siedział Enzo, który od razu zerwał się i przytulił mnie, niemalże dusząc.
-Myślałem, że coś Ci się stało.
-Przepraszam, usnęłam - odpowiedziałam przewracając oczyma i wydostając się z uścisku mężczyzny. Odeszłam kilka kroków dalej ,wyjęłam z walizki bieliznę i pidżamę. Nie miałam czasu na rozpakowywanie ubrań. Wstałam i odwróciłam się w przede mną ponownie stał Enzo, poczułam lekki dreszcz. Wierzchem dłoni przejechał po moim nagim ramieniu i pocałował mnie w usta. Oddałam pocałunek i oplotłam ręce wokół jego szyi. Nasze wargi złączyły się w jedną całość, pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a podążanie wzrastało. Enzo delikatnie zsunął mój ręcznik, który był jedyna garderobą w tym momencie. Przejechał dłonią po moich plecach i zaczął muskać moją szyję. Wtedy oprzytomniałam, poczułam jakieś ukłucie w sercu, jakąś inną tęsknotę, oderwałam się od niego, podniosłam ręcznik, złapałam pidżamę, bieliznę i wbiegłam do łazienki. 
-Caroline, co się dzieje ? - zapytał jakby przestraszony, że zrobił coś źle. Choć wcale tak nie było, wielokrotnie bywały takie sytuacje, nawet czasami ja do nich prowokowałam. 
-Nie wiem co się ze mną dzieje Enzo. Przepraszam, jedź już w trasę - odpowiedziałam ubierając się w ciuchy. Mężczyzna zapukał w drzwi jeszcze parę razy, a ja uległam i otworzyłam.
-Dobranoc, Caroline. Nie chciałem Cię skrzywdzić, pamiętaj - powiedział całując mnie w czoło. Po wyjściu Enza, wlałam sobie szklankę whisky i wypiłam ją duszkiem. Pobiegłam do sypialni, skuliłam się i zasnęłam.
 ***
-Mamusiu, wstawaj ! Muszę iść do przedszkola ! - usłyszałam głos Chloe, która targała mną na wszystkie strony.
-Już, Chloe.. chwilka - odpowiedziałam zaspana.
-Ale już jest siódma trzydzieści - wykrzyczała skacząc po mnie. Jej słowa doszły do mnie po kilkunastu sekundach, ale ze zdwojoną siłą. Zerwałam się z łóżka, z walizek wyjęłam ubrania córki i kazałam jej się ubrać.. Nie miałam czasu wybierać stroju dla Chloe, więc pozwoliłam jej samej wybrać ciuchy. Sama wbiegłam do łazienki, umyłam twarz, zęby i założyłam jeansy, a do tego zwykłą bluzkę i ciepły sweter.
-Jestem gotowa - w progu stanęłam Chloe w pełni ubrana. 
-Pięknie wyglądasz, młoda damo. Załóż czapkę, kurtkę i buty , a ja przygotuje Ci śniadanie na drogę i do przedszkola. 
***
Stałam przed piekarnią, nerwowo biegając po bliskich uliczkach. Zimne powietrze uderzało w moją rozpaloną twarz.
-Chloe, gdzie jesteś ? - krzyczałam, niemalże łamiącym głosem. Chwila nie uwagi, wyszłam do sklepu, a moja córeczka zniknęła. Patrzyłam nerwowo na zegarek i rozglądałam się wokół. Czułam jak moje serce, niemalże zaraz wyskoczy mi z piersi. Bałam się niesamowicie, byłam bezradna na tle tego miasta. Zrezygnowana, wybijająca numer na policję usłyszałam krzyk Chloe :
-Cześć mamusiu !
 Dziewczynka nie miała kurtki, czapki ani szalika, jej twarz i rączki były przemarznięte. Chloe wtulała się w mężczyznę, przez zamazany obraz, spowodowany moim spazmatycznym płaczem nic nie widziałam. Pobiegłam nie patrząc na ulicę i przytuliłam do siebie moją małą córeczkę. 
-Dziękuję, dziękuję - powiedziałam nie zwracając uwagi  na mężczyznę.
-Nie ma za co, Caroline. Pomóc jeszcze w czymś ?- powiedział, znajomy mi brytyjski akcent.
-Klaus.. - szepnęłam zerkając ku górze. Jego chłodny wzrok przeszył moje ciało, a przed oczyma stanął mi obraz mojego snu. 
-Przepraszam, spóźnię się do pracy.
-Nie spóźnisz, zawiozę Chole do przedszkola na zajęcia baletu. Mała naprawdę jest rozgadana - powiedział śmiejąc się - a Ty jedz do pracy, nie martw się. 
Nie wiem dlaczego, ale czułam że w tej kwestii mogę mu zaufać, czułam się jak osłupiała i podałam mu córeczkę powtarzając jego słowa.



Kochani ! Oto nowy rozdział ! I jak wrażenia ? Mówcie, komentujcie, motywujcie ♥♥♥
Jak Wam się podoba relacja Enzo x Caroline ? 
Czyta ktoś to wgl ?! 
Dziękuję wszystkim, którzy  zostawiają po sobie ślad.
Zapraszam Was na bloga, cudownej osoby ! 
http://zaspiewaj-mi-tak-bardzo-tego-pragne.blogspot.com
Pozdrawiam
XOXO !