środa, 3 września 2014

Rozdział XII

Oczyma Caroline
Spojrzałam pustym wzrokiem na Klausa.. o czym on bredzi ? -pomyślałam.
-Co ? - zapytałam wstając i podchodząc do niego.
-To Katherina Pierce.. Elena jest jej sobowtórem. Ta wampirzyca lubi gierki, zabawy, zabijanie i manipulację innymi- odpowiedział akcentując każdy wyraz, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Chce żebyś zniknął z mojego życia, Ty i Enzo - powiedziałam patrząc w podłogę - Nie chcę was znać, nie szukajcie mnie - dopowiedziałam i do pierwszej walizki zaczęłam niechlujnie wrzucać przypadkowe ubrania. Usłyszałam cichy świst, a przede mną stanął Niklaus patrzący na mnie przekręcając głowę.
-Nie wyjedziesz Caroline, teraz grozi Ci niebezpieczeństwo, skoro już wiesz o bestiach świata- powiedział , a jego twarz przybrała cwaniacki uśmiech, jakby zaraz miał obnażyć swoje prawdziwe oblicze.
-Nieee ! - wykrzyczałam robiąc się purpurowa- Zostawcie mnie wszyscy w spokoju, chce być sama - powiedziałam już nieco ciszej, tak jakbym zaraz miała się rozpłakać. Po kilku sekundach niezręcznego milczenia opuściłam swój pokój. Zbiegłam na dół, na kanapie siedział Enzo i moja matka.
-Gdzie wychodzisz kochanie?- zapytała z troską w głosie, jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca. Spojrzałam na nią chłodnym wzrokiem i bez słowa wyszłam. W swoje eleganckie autko wrzuciłam torbę, usiadłam za kierownicą i odjechałam. Biłam się z myślami, czy to wszystko prawda, nie wierze w to, to nie możliwe - myślałam, ale wtedy przed oczyma pokazywała się Ele... Katherina. Żaden z nich nie przewidział gdzie chce jechać, jadę po Chloe, zabiorę ją i ucieknę od tego mrocznego świata, nie chce mieć z tym nic wspólnego. Kiedy znajdowałam się odpowiednio daleko od miejsca zamieszkania zjechałam na pobocze i wybrałam numer do córki.
-Mama ?
-Kochanie, powiedz gdzie jesteś, jadę po Ciebie - powiedziałam powstrzymując się od płaczu.
***
Minęłam pierwszy zakręt w Apallachach. Otaczały mnie same drzewa, według nawigacji miałam przejechać jeszcze kilkadziesiąt metrów, jednak czułam , że wydarzy się coś złego. Strach paraliżował moje ruchy, trzeźwe myślenie. Lekko przyspieszyłam moim nie za dużym autkiem i po kilku minutach znalazłam się przed drewnianą chatką. Z torebki wyjęłam gaz pieprzowy, który kiedyś wcisnęła mi moja mama i wyszłam kierując się do drzwi. Kilka razy zapukałam głośno, ale nikt nie otwierał rozejrzałam się do około.. miała być w tym domku- szepnęłam.
-Mamo ! - krzyknęła skacząc z dachu jak kot, na cztery łapy.
-Kochanie, nic Ci nie jest ? Chloe urosłaś ! Jak to możliwe , że przez tyle miesięcy urosłaś kilkadziesiąst centymetrów ?
-Nie wiem, tutejsze życie bardziej mi się podoba mamusiu, może zamieszkasz tu razem z nami ?
-Chloe, wyjeżdżamy z tego miasta, nie wracamy do Mystic Falls, nie mam czasu żeby Ci to tłumaczyć, rozumiesz ?
-A tata ? - córka zapytała ze łzami w oczach. Nie chciałam jej mówić, że nie chce go znać, że jest inny świat, zły, w którym nie chce aby żyła. Nie jestem gotowa na przyswojenie wiadomości o świecie nienaturalnym, a co mówić o nastolatce...
-Kochanie, nie mamy czasu, chodź - powiedziałam ostro i chwyciłam córkę za ramie.
-Muszę się pożegnać z innymi .
-Jakimi innymi do cholery ? Nie mamy czasu, rozumiesz ! - wykrzyczałam i bez słowa zaprowadziłam Chloe do auta.
W samochodzie panowała nerwowa, cicha atmosfera. Nie odzywałam się, biłam się z myślami gdzie mogę uciec by być bezpieczna, wiem , że są wilkołaki i wampiry, hybrydy.. ale czy coś jeszcze ? Chciałam uciec, nie wierze, że Klaus Mikaelson ma mnie chronić, nie ma przed czym mnie chronić, w moim życiu było wszytko okej.. dopóki on się nie pojawił. W jakiś sposób przyciągał mnie do siebie, swoim wyglądem, głosem, akcentem.. ale teraz czuję obrzydzenie do niego, jest bestią.. kreaturą.. zresztą podobnie Enzo, któremu ufałam, z którym mam dziecko... całowałam go, przytulałam a on okazał się kłamcą. Wszyscy których obdarzałam jakimkolwiek uczuciem ranili, kłamali. Prawda jest nieunikniona, zawsze wyjdzie na jaw.
***
Było już dobrze po 23, a my nadal tkwiłyśmy w aucie przemierzając kolejne znaki informujące nas o miejscowości w której jesteśmy. Telefon kilka razy mi wibrował, dzwonił Enzo, ale nie odbierałam. Chloe czymś się zamartwiała, miała smutny wyraz twarzy, zaszklone oczy.
-Kochanie, przepraszam , że na Ciebie nakrzyczałam- powiedziałam zatrzymując pojazd.
-Mamo, zaraz się coś złego stanie... musisz uciekać - wyszeptała patrząc na mnie.

Oczyma Klausa
Chodziłem wściekły na siebie, Enza.. wszystko nie miało być tak jak powinno.. Miałem się jej pozbyć, a ja traciłem przy niej rozum ! Myślałem o niej, chciałem jej chronić. Wyciągnąłem telefon z tylniej kieszeni spodni i zadzwoniłem do Rebeki :
-Niklaus..- powiedziała wzdychając.
-Przyjedź do Mystic Falls, potrzebuję Twojej pomocy- powiedziałem i od razu rozłączyłem połączenie. Siedziałem nad grobem Bonnie Bennett, miałem przyjechać zabić ją, ktoś mnie uprzedził, a ja w tym dniu wpoiłem..sobie Caroline. Usłyszałem cichy szelest i odwróciłem się gwałtownie. Na cmentarz wchodziła drobna dziewczyna, która zaraz po raz ostatni odwiedzi pomnik bliskiej osoby. W wampirzym tempie znalazłem się tuż obok niej.
-Witaj kochana - szepnąłem a ta odwzajemniła mój uśmiech.
-Cześć, jestem Amber- odpowiedziała, a ja wgryzłem się w jej delikatną szyję.
Jej ciepła krew przepływała strużkami przez moje gardło, kojąc tym palący ból. Czułem euforię, nie myślałem o Caroline, nie miałem tego uczucia. Czułem się sobą, czułem gniew, kontrole, pokusę, to cholerne uczucie do blondynki znikało. Wysuszyłem drobne ciało Amber do końca, uśmiechnąłem się na myśl, że odnalazłem lek, lek na moje wpojenie. Wystarczy, że będę sobą, że będę zabijał.






Macie nowy rozdział, krótki to prawda, ale lepszy krótki niż żaden :) Może mało się dzieje, ale muszą być przejścia, w jednym rozdziale mniej akcji w drugim więcej. 
Niebawem też powinnam dodać rozdział na www.klauspierwotnahybryda.blogspot.com
Zachęcam do komentowania, daje to motywacje :) ♥
Teraz mam więcej czasu wolnego, jestem chora i siedzę w domu.
Za błędy przepraszam ! ♥
XOXO

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XI

Oczyma Klausa
Poczułem ucisk w piersi i słabo znane mi uczucie troski, niepokoju. W wampirzym tempie opuściłem dom Forbes, odrzucając przy tym Enza z mojego ciała. Nie zważając na drogę przemierzałem kolejne metry Mystic Falls, a z każdą odległością moje uczucia zaczynały się pogłębiać. W pewnym momencie, moje ciało przestało mnie słuchać, nie miałem kontroli nad przemianą, która się zaczynała. Przemiana w wilka była szybka, mało bolesna, ale też nie potrafiłem jej zaprzestać. Po kilku minutach byłem bestią wbiegającą w las, moim oczom ukazała się Caroline Forbes, leżała na ziemi, a jej usta przybierały siny kolor. Poczułem fale gniewu, ból i smutku, wydałem z siebie ryk przepełniony goryczą. Już po chwili byłem w postaci człowieka, pochyliłem się nad leżącą, krwawiącą Caroline, delikatnie uniosłem ją ku górze. Zabrałem jej ciało z zimnego lasu do ciepłego domu, w progu stał Enzo warczący na mnie.
-Coś Ty zrobił !
-Ja..ja nic - wydukałem i poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy. Osunąłem się na ziemie i nie potrafiłem spojrzeć trzeźwo na otaczającą mnie chwilę.
Oczyma Caroline
Czułam jak moje ciało zaczyna robić się lodowate, widziałam twarz Eleny.. wgryzającej się w moją szyję, mrożące krew w żyłach spojrzenie i jej cierpki głos:
-Gra zaczęta.
Te słowa odbijały się jak echo. Nie rozumiałam zbyt wiele, ale czułam, że to dopiero początek moich zmagań z przyszłością.
Moje powieki zamknęły się całkowicie, ujrzałam światło, a na mojej skórze zagościł powiew ciepła.
-Bon- szepnęłam- umarłam ?
-Masz jeszcze czas na powrót, na powrót jako człowiek. Caroline, walcz proszę. Czeka Cię świetlana przyszłość u boku mężczyzny z którym będziesz dzielić swoje szczęście.
-Skąd ?- zmarszczyłam brwi.
-Tutaj widzę o wiele więcej Caroline. Musisz wrócić, dla Chloe.
Po tych słowach moja przyjaciółka zniknęła, a ja na swoich ustach poczułam ciepło czyjś warg, począwszy od czubka głowy zaczęło się rozchodzić przyjemne uczucie po moim ciele. Z moich ust wydobył się kaszel, łapczywie zaczęłam dławić się powietrzem. Nade mną stał Enzo, spojrzał w moje oczy, uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie równocześnie całując mnie w czoło.
-Wróciłaś Caroline, wróciłaś - wyszeptał a ja delikatnie odsunęłam się od niego. Kątem oka zobaczyłam jak Niklaus Mikaelson podnosi swą głowę ku górze.
-Co się stało ? - zapytałam roniąc kilka słonych łez.
-Coś Cię zaatakowało - wyszeptał Enzo.
-Nie kłam, to była Elena ! Ona mnie zaatakowała, wgryzła się w moją ..- urwałam przypominając sobie tę chwilę, mimowolnie dotknęłam ręką szyi , która nadal krwawiła.
-Caroline- przysunął się do mnie ojciec mojej córki. Wstałam gwałtownie, co spowodowało lekki zawrót głowy.
-Czym jesteście ?- wykrzyczałam i w tym momencie poczułam delikatny ucisk na ramieniu, szybki powiew wiatru i nienaturalną prędkość.
***
Stałam przed Klausem wpatrując się w jego przepełnione bólem oczy.
-Jak ? Jak to zrobiłeś?
-Jestem hybrydą Caroline, a Enzo wilkołakiem...- wyszeptał spuszczając wzrok.Poczułam ogromny strach, stałam przed hybrydą.. zostałam oszukana przez Enza, dlaczego tak długo ukrywał przede mną swoje prawdziwe oblicze- nic Ci nie zrobię, chciałbym, ale nie umiem..jestem po to aby Cię chronić Caroline- wyszeptał.

-Nie wierze, chcecie ze mnie zrobić wariatkę tak ? Wykrzyczałam.
-A rana na Twoim ciele ? Jak do tego doszło ? Patrząc na mnie widzisz człowieka Caroline, ale patrząc głębiej ujrzysz bestię.
-Bestię, która ma mnie chronić ? Przed czym ? - zapytałam, a on spuścił wzrok jakby sam nie znał odpowiedzi- Zabierz mnie stąd, nie chce już nic więcej dziś słyszeć.
***
Siedziałam przed kominkiem popijając ciepłą herbatę. Zamknęłam się w sobie, nie chciałam rozmawiać z nikim, nie wiedziałam czy utknęłam w niebie razem z Bon... czy to jest rzeczywistość. Gorzkie łzy spływały po moim rozpalonym policzku. Do mieszkania wbiegła moja mama, przytuliła mnie do siebie i wyszeptała:
-Tak mi przykro Caroline, chciałam Cię chronić przed tym. Przykro mi córeczko...
-Wszyscy chcecie mnie chronić, ale kłamstwem mnie nie ochronicie..tchórze - wykrzyczałam kierując się do swojego pokoju- Elena Gilbert kazała przekazać , że gra się zaczęła ...
Oczyma Klausa
Pojechałem do Mystic Falls, aby pozbyć się przeszkody, którą była Caroline Forbes. Ale smutek jaki mnie ogarnął kiedy jej życiu coś zagrażało był nie do opanowania. Bałem się straty, uświadomiłem sobie , że poziom uczucia którym ją zacząłem darzyć wzrastał.. a ja, ja nie umiem tego przerwać. Skupiłem się na bólu, który rozrastał się we mnie, czułem, że zawiniłem nie chroniąc odpowiednio Caroline, a nie na tym kim naprawdę jest Elena Gilbert. Chciałem ją pomścić, nie tak miało wyglądać życie, które wiodłem od dawna.
W wampirzym tempie znalazłem się w pokoju Caro, spojrzała na mnie pustym, gniewnym wzrokiem a ja zapytałem:
-Jak wygląda Elena Gilbert ? 
Blondynka wskazała na jedno ze zdjęć wiszących przy jej toaletce. Zacisnąłem usta w wąską linię i wyszeptałem zerkając na Caroline:
-To nie jest Elena Gilbert, to Katherina Pierce.



Beznadzieja, wiem :c 
Ale nie mam weny, humoru i niczego : c 
Dziękuję wszystkim za komentarze i cierpliwość ♥
Sylwia,
xoxo

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział X

Oczyma Klausa
Byłem w drodze do Mystic Falls, jak tak mała osóbka jaką jest Caroline Forbes może zawładnąć moim umysłem, sercem, ciałem. Czułem się zmieszany, pełen obawy i niepewności, ale pragnąłem jednego..przerwać to, nie jestem zdolny do tego aby całe moje nonszalnckieżycie zaprzestać dla człowieka.  Jednak mimo złego nastawienia, tego cudzenia we własnej świadomości nienawiści do niej przed oczyma miałem nasze pierwsze spotkanie.
**Retrospekcje**
Jeszcze przed kilkoma dniami zostałem poinformowany, że zagraża nam czarownica - Bonnie Bennett. Stałem w swoim gabinecie i rzuciłem pełną szklanką burbonu.
-Cholera ! - krzyknąłem wściekły.
-Uspokój się, musisz ją zabić, nic trudnego Klausie - szepnęła moja siostra. Byłem rozgniewany, miałem własny szpital, byłem potężny, najpotężniejszy, ale zawsze po kilkunastu latach rodził się ktoś, kto mógłby mi zagrozić. Ubrałem na siebie skórzaną kurtkę i wyszedłem, wsiadłem do mojego auta i odjechałem kierując się do tej dziury Mystic Falls. Jechałem już kawałek czasu, kiedy wreszcie przekroczyłem znak informujący o miasteczku. Zaparkowałem pod jednym z miejscowych barów, uśmiechnąłem się pod nosem wyczuwając kilkadziesiąt żywych istot. Energicznie otworzyłem drzwi wejściowe, wszystkie oczy pokierowały się w moją stronę. Żwawo usiadłem przy barze i poprosiłem butelkę whisky i szklankę.
-Na koszt firmy- uśmiechnął się niebieskooki barman.
-Dzięki-skinąłem głową i usłyszałem jak ktoś odsuwa krzesło obok mnie, po czym na nim siada. Delikatnie przekręciłem głowę i moim oczom ukazała się blond piękność.
-Jesteś nowy ? - zapytała wyciągając do mnie swoją dłoń - Caroline Forbes, najlepszy chirurg w mieście- i cicho zachichotała.
-Klaus Mikaelson, jestem tu przejazdem, miło Cię poznać- odpowiedziałem całując ją w rękę, spojrzałem w jej oczy i zahipnotyzowałem, aby wyszła razem ze mną.
***
-Dlaczego tu stoję z Tobą ? - Caroline zaśmiała się marszcząc brwi.
-Gdzie jest Bonnie Bennett ?- zapytałem używając swoich wampirzych zdolności.
-W lesie na cmentarzu, poszła coś załatwić- odpowiedziała. Wierzchem dłoni przejechałem po jej lekko przypudrowanym policzku a ona wzdrygnęła się i spuściła wzrok na dół.
-To nie będzie bolało- szepnąłem i wgryzłem się w jej szyję. Jej krew była pyszna, delikatna i zarazem delikatnie paląca, chciałem ją pozbawić życia, ale przed oczyma ukazywał mi się jej delikatny uśmiech. Przestałem, nadgryzłem swój nadgarstek, przyłożyłem do jej ust i nakarmiłem ją swoją leczniczą krwią.
Moje dłonie położyłem na jej ramionach, spojrzałem w jej oczy i wyszeptałem:
-Zapomnij o mnie.
Chwilę później już mnie nie było, w miejscu obok Caroline został tylko powiew wiatru po moim nadnaturalnym tempie.
***
W nadprzyrodzonym tempie przemierzałem uliczki, z prędkością, która dla ludzkiego oka była nie do zauważenia. Przekroczyłem pierwszą brzozę, które rosły na cmentarzysku w Mystic Falls, wytężyłem swój słuch, ani jednego bicia serca, poczułem za to zapach śmierci. Podążyłem za zapachem, który doprowadził mnie do martwej już Bonnie Bennett, leżała na ściółce z wypalonym ,,Czarownica'', powieki miała otwarte, gałki oczne białe.
-Ktoś mnie wyręczył- szepnąłem i odeszłem.
**Koniec Retrospekcji**    
Uderzyłem dłońmi w kierownicę i krzyknąłem:
-Cholera !
Zatrzymałem pojazd, wyszedłem z niego i zabiłem siedzącą na ławce parę, wgryzłem się w ich szyję, pozbawiłem ich życia w najbardziej brutalny sposób, bez hipnozy, na oczach drugiej połówki. Cały zabrudzony krwią wsiadłem po chwili do auta, nie chciałem się czyścić, jadę tam zamordować Carolinę Forbes, nie muszę wyglądać pięknie. Jedyne co muszę, to przerwać tę więź.
*** Oczyma Caroline***
Spojrzałam nerwowo na zegarek, zaraz ma być mama - pomyślałam. Miałam małe wątpliwości do nowej Eleny, dlatego potrzebowałam przysługi. Kątem oka zerknęłam przez okienko, przyjechał Enzo, cholera- krzyknęłam. Zbiegłam na dół, zanim zapukał już otworzyłam drzwi i zaczęłam go okładać pięściami. 
-Gdzie jest Chloe ? Gdzie ? - zaszlochałam, a on wziął mnie na ręce i zaprowadził do salonu, siadając ze mną na sofie. Pogładził po moim blond włosach i pocałował w czoło.
-Caroline, z naszą córką okej, ale są sprawy o których nie powinnaś jeszcze wiedzieć, to jest zbyt wcześnie.
-Jakie sprawy ? Enzo powiedz mi, o co chodzi ?- wykrzyczałam uwalniając się z jego uścisku.
-Caro..- szepnął i przerwał , bo do drzwi zaczęło się głośne dobijanie.
Podeszłam do drzwi, a oczom ukazał się Klaus, zakrwawiony, przepełniony smutkiem, spojrzał w moje oczy i wyszeptał.
-Wpuścisz mnie ?
-Jasne, wchodź- odpowiedziałam i zaprosiłam go gestem ręki.
W pokoju stałam z dwoma mężczyznami, każdy z nich skrywał jakąś tajemnicę. Każdy z nich przyciągał mnie do siebie, jeden normalnością, ciepłem i bezpieczeństwem, a drugi niebezpieczeństwem, świeżością. Enzo widząc mnie w barze wziął by mnie za rękę i zaprowadził do domu, a Niklaus... pozwolił mi się upić nie do przytomności, pozwolił na chwilę swobody i zabawy. Klaus widząc Enza spoważniał, podszedł do niego i wyszeptał z ironicznym uśmiechem:
-Co tu robisz ?
Zaniemówiłam, czy oni się znają ? Pytałam samą siebie.
-Co u diabła ?- zapytałam, a raczej wykrzyczałam. Klaus podszedł do mnie, pochylił się, spojrzał w moje oczy i wyszeptał :
-Lorenzo nie wspominał Ci o naszych przygodach Caroline ? 
-Niee- wydukałam, spojrzałam z nutką żalu na ojca mojej córki. Dlaczego mi nie powiedział , pytało moje sumienie. Mierzyli się gniewnie, jakby zaraz miałaby tu się stoczyć walka dwóch najgroźniejszych mężczyzn.
-Cóż, widocznie mało wiesz, ale chętnie Ci opowiem parę szczegółów - wysyczał.
-Dość, wynoś się stąd ! - wykrzyczał Enzo rzucając go na podłogę. Momentalnie odskoczyłam z piskiem, a dłonie przyłożyłam do ust. 
-Przestańcie, co się dzieje ? Czego nie wiem Enzo ? 
Byłam zdezorientowana, nie rozumiałam tylu rzeczy, co się dzieje.. czego nie wiem. Jak widać każdy z nich ma o wiele więcej tajemnic niż się spodziewałam.
-Klaus wynoś się ! - krzyczał Enzo, nie zważając na moje prośby. Wtedy spojrzałam na Nika, jego oczy zmieniły barwę, były złote.. wybiegłam. Uciekłam z mieszkania, biegłam z całych sił w kierunku cmentarza. Po kilkunastu minutach moje ciało zalał pot, pomimo niskiej temperatury na dworze. Odruchowo skierowałam się pod nagrobek Bonnie. I wtedy, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać gorzko-słone łzy usłyszałam jej głos.
-Uciekaj Caroline, nie przychodź tu.
Spojrzałam w dal, stała tam, wokoło niej była jasność. Blask odbijał się od jej ciała.
-Bon to Ty ?- zakrztusiłam się.
-Uciekaj, nie przychodź pod mój pomnik, nie teraz- wyszeptała i znikła.
Ja nie przestawałam biec, z daleka widziałam postać siedzącą przy grobie Bonnie, odruchowo stanęłam i zaczęłam biec w przeciwną stronę. Byłam zbyt głośno, ktoś mnie usłyszał. Zaraz przy mnie stanęła postać.

-Oj Elena, to Ty - powiedziałam zachrypłym głosem patrząc na jej surową, nic nie znaczącą , skamieniałą minę.
-Tak, tak, kochanie..powiedzmy- wyszeptała i pokiwała sarkastycznie głową. 


No i jak, podoba się ? Aaa ! Przepraszam za nieobecność, ale mam dla Was dobrą wiadomość, jak zrobię sobie już prawko, pozdaje egzaminy to zostanie mi tylko praca, więc pojawią się częściej rozdziały. Bardzo dziękuję, za komentarze słoneczka moje, meega mnie to motywuje. Dostałam komentarz w którym ktoś zapytał czy o Was zapomniałam. Oczywiście, że nie ! ♥ 
Piszcie w komentarzach co i jak :) Jak są błędy z góry przepraszam ! :) Wpadłam na pomysł, może macie jakieś pytania do mnie, co do mojej osoby ? :) Jak wpada Wam coś do głowy, piszcie w komentarzach pytania, odpowiem Wam na wszystkie :)  

czwartek, 3 lipca 2014

Coś się stało ?

Oczyma Caroline
Leniwie wstałam z łóżka, ręką przysłoniłam oczy na które padał ostry promień słońca. Życie budziło się do życia..wiosna - pomyślałam, mimo ,że jeszcze sporo do niej to dzisiejsza pogoda była zdecydowanie wiosenna. Założyłam puchaty szlafrok, włosy upięłam w koczka i zeszłam na dół. W kuchni, na stoliczku czekała na mnie karteczka od mamy. Pilne wezwanie, ponownie - przeczytałam kręcąc głową. Do elektrycznego czajnika nalałam wody i włączyłam TV, z lodówki wyjęłam kostkę masła, plasterek szynki i sera. Już zabierałam się za robienie kanapek, kiedy usłyszałam dobiegający z TV głos matki. Odruchowo zwiększyłam głośność i usiadłam na podłodze. 
-Witamy w Mystic Falls, miasteczku w którym poziom kryminalności znacznie się zwiększył - mówiła dziennikarka - Pani szeryf Forbes, prowadzi Pani te sprawy, proszę mi powiedzieć czy mieszkańcy mają się obawiać ?
-Witam wszystkich, z początku myśleliśmy, że to ataki zwierząt, ale sprawy znacznie się zmieniły, kiedy zamordowano z zimną krwią naszego burmistrza. Proszę o zachowanie szczególnej ostrożności.
-Proszę opowiedzieć jak wyglądało morderstwo ? - nalegała kobieta, ale moja matka odeszła i poproszono o odjazd fotoreporterów i innych pracowników prasy. 
Wstałam z podłogi i zaparzyłam sobie melisy, zrobiłam dwie kanapki. Po śniadaniu spojrzałam na mój telefon, pięć nieodebranych połączeń.. dwa od Enza, trzy od Klausa. Mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl o Klausie, czułam w nim coś mrocznego, coś co mnie do niego ciągnęło i przyprawiało o gęsią skórkę. Ale z przyzwyczajenia najpierw oddzwoniłam do Enza. 
-Dzwoniłeś.
-Tak, Caroline, chciałbym powiedzieć, że dziś wracam na kilka dni, ale bez Chloe.
-Co? Zostawiłeś nasze dziecko jakieś miliony kilometrów stąd.. Enzo ufałam Ci.
-Caroline są sprawy, o których jeszcze nie możesz się dowiedzieć. Będę wieczorem w Mystic Falls, czekaj tam na mnie - odpowiedział i zaraz się rozłączył. Zdenerwowana rzuciłam telefon na sofę i pobiegłam pod prysznic. 
***
Suszyłam kosmyki moich mokrych włosów, ubrana byłam w biały T-shirt i dresowe spodnie, kiedy do drzwi zaczął się ktoś dobijać. Wyłączyłam suszarkę i zbiegłam na dół, otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się Elena Gilbert.
Stała przed drzwiami w mocno pokręconych włosach, z wyrazistym makijażem i jakimś tajemniczym uśmiechem. Zdecydowanie różniła się od Eleny z dawnych lat.
-Nie zaprosisz mnie Caroline ?- powiedziała niemalże szepcząc z uśmiechem. Wygięłam twarz w uśmiech, ale miałam przeczucie, że z jej przyjazdu będą same kłopoty.




Oczyma Klausa 
Czekałem w mojej rezydencji na Gen, wspominając jak przed kilkoma godzinami wybiłem pół okolicznej wsi. Mimo przelanych litrów krwi, nadal czułem niedosyt. Do przezroczystej szklanki wlałem sobie trochę bursztynowej cieczy, która przyjemnie drażniła moje gardło.Wyostrzyłem słuch i już wiedziałem, że zaraz w progu stanie Genevieve, w wampirzym tempie znalazłem się tuż przy drzwiach i przywitałem ją z uśmiechem.
-Witaj, Genevieve.
-Klaus - wyszeptała nerwowo wciągając powietrze. Z rudowłosą kobietą spędziłem więcej niż kilka łóżkowych przygód, miała do mnie ogromną słabość, którą wykorzystywałem. Na jej bladym policzku złożyłem delikatny pocałunek.
-Co chciałeś Nik ? - zapytała siadając przy drewnianym stoliczku.
-Czy trafiłaś kiedyś na przypadek, że wampir nie może zahipnotyzować człowieka, który nie pije werbeny?
-Nie..- zaśmiała się - A co, Twoje nadprzyrodzone zdolności znikają ? - powiedziała mrużąc oczy, a ja zacisnąłem usta w wąską linię.
-Genevieve, to nie jest zabawne- wyszeptałem pochylając się nad nią.
-Daj rękę- powiedziała, a ja zgodnie z jej prośbą wyciągnąłem dłoń. Rudowłosa, była najsilniejszą czarownicą w Nowym Orleanie, potrafiła wszystko. Delikatnie nacięła moją skórę, po chwili w szklane naczynie z stoliczka pokapało kilka moich kropel krwi. Dłonią przeczesała moje włosy i wyjęła mały kosmyk, który wrzuciła do krwi. Usiadłem naprzeciw niej, czarownica przymknęła oczy i zaczęła mówić zaklęcie, z szklanego naczynia wybuchł ogień a jej gałki oczne stały się całkowicie białe. Stanąłem na równe nogi i zacząłem nerwowo potrząsać rudowłosą, po kilku sekundach wróciła.
-I co ? - zapytałem.
-Nie możesz zahipnotyzować kobiety, zwykłej śmiertelniczki. Nigdy to Ci się nie uda - powiedziała drżącym głosem. Wydawała się być zasmucona, przygaszona.
-To nie wszystko Genevieve, znam Cię, powiedz mi.
-Klaus, jesteś hybrydą.. nie możesz jej zahipnotyzować, bo jesteś też wilkiem, a ona jest Twoim obiektem wpojenia. Jesteś hybrydą, wszystko jest skomplikowane bardziej niż w przypadku zwykłego wilka- mówiła, a ja nie dowierzałem.
Stanęła przede mną i zaczęła szeptać:
-Ale nie jest za późno, możemy to zmienić. Wystarczy, że nie pozwolisz unieść się emocją i ją zabijesz Klaus. Możemy to jeszcze zmienić - kontynuowała, a ja czułem jakbym dostał w twarz.
Wpojenie jest silniejsze niż miłość, a ja nie chcę nawet kochać.
Oczyma Caroline
-Rozgość się - szepnęłam do Eleny, pokazując gestem ręki by zajęła miejsce na kanapie jednak ona krążyła wokół rozglądając się. Przez kilka chwil panowała niezręczna sytuacja w końcu Elena palnęła, jakby to było coś ekscytującego, temat na okładkę gazety.
-Podobno zabili Lockwooda, burmistrza oczywiście.
-Tak a czemu Cię to interesuje ? Już zapomniałam jak wyglądasz, przyjechałaś sobie, nawet nie byłaś na pogrzebie Bon.
-Przepraszam Cię Caroline, dużo się zmieniło, może uda nam się choć trochę naprawić nasze relacje? - szepnęła i dotknęła mojego ramienia swoją dłonią. Była lodowata, już kiedyś czułam takie zimno, biło ono od Klausa Mikaelsona. Wzdrygnęłam się momentalnie i zaparzyłam ciepłej herbaty.
-Caroline przenocujesz mnie u siebie ? 
-A nie możesz wrócić do domu ? Gdzie są Twoi rodzice ?
-Moi rodzice Caro.. oni nie żyją od dłuższego czasu, wszyscy umarli w wypadku samochodowym. Ja jedyna przeżyłam.
-Tak mi przykro - wyszeptałam i objęłam Elenę z całych sił. Było mi wstyd, że byłam dla niej taka niemiła. Poczułam jak jej ciało wyraźnie się spina, w tej chwili zaczął wibrować mój telefon. Sięgnęłam po niego, a Elena rzuciła mi znaczące spojrzenie.
-Halo ? - szepnęłam do słuchawki.
-Witaj, kochana.. jestem w drodze, odwiedzę Cię dziś wieczorem- usłyszałam znajomy mi brytyjski akcent. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a Niklaus się rozłączył. Na twarzy przyjaciółki pojawił się jakby strach, stanęłam przed nią i zapytałam:
-Coś się stało ?
-Nie, muszę już iść Caroline. Pójdę na cmentarz do Bonnie- odpowiedziała i zanim się obejrzałam Eleny już nie było. Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do swojego pokoju, uruchomiłam laptopa, włączyłam muzykę, ale po chwili usłyszałam dźwięk wiadomości.
Nie dam rady przyjechać, przepraszam. Elena Gilbert
Zmarszczyłam czoło i pomyślałam, że pewnie pomyliła kontakty.



Kochani rozdział krótki, ale musiał być taki ! xd Już w kolejnym rozdziale spotkanie K z E !!!
Jak będzie ono wyglądać, jak myślicie ? Czy Klaus zabije, a może przemieni Caroline ? Jak sądzicie ?!
Piszcie co i jak, jak i co :D Podobało się ?
Wasza Sylwia
XOXO

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział VIII

Oczyma Klausa
Po czasie, który spędziłem z Caroline Forbes udałem się do szpitala, do mojego gabinetu. Przekręciłem kluczyk w zamku, lekko popchnąłem drzwi i wszedłem. Zaraz usiadłem w moim wygodnym krześle,obróciłem się tak by patrzeć przez szklane szyby budynku. Widziałem spacerujących ludzi, garstka z nich się spieszyła, jedni chodzili powoli i obojętnie przechodzili obok szpitala. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i przesunąłem palcem po wyświetlaczu Genevieve..przycisnąłem zielony przycisk i odruchowo wstałem.
-Klaus..- usłyszałem jej cieniutki głos.
-Genevieve, najmilsza czy masz ochotę się spotkać ?
-W jakim celu Niklausie, masz ochotę odświeżyć nasze ostatnie spotkania ?
-Przyjdź do mnie jutro na siedemnastą, czekam - powiedziałem , akcentując ostatni wyraz po czym się rozłączyłem. Odłożyłem telefon na biurko, wyciągnąłem z lodówki woreczek z krwią i mimowolnie pomyślałem o kruchej Caroline. Uśmiechnąłem się na myśl o jej cudownym, nieśmiałym uśmiechu, o jej niewinności. Rozmyślania przerwało mi głośne wejście mojej siostry Rebeki. W pomieszczeniu było ciemno, zapaliła światło i pisnęła z zaskoczenia.
-Klaus.. myślałam, że Cię nie ma.
-Coś się stało ?- zapytałem odkładając pusty woreczek i opierając się o biurko.
-Słyszałam od Kola.. nie możesz zahipnotyzować tej blondyny.. Klaus o co chodzi ?
-Właśnie w tym celu umówiłem się na spotkanie z Genevieve - odpowiedziałem złowieszczo się uśmiechając.
-Nik, mam złe przeczucia.. ona i jej rodzina.. oby nie narobili kłopotów.. Pozbyliśmy się Bennett, ale z nią będzie ciężej jeżeli w grę wejdę uczucia - wyszeptała i wyszła. Zacisnąłem usta w wąską linię i sięgnąłem po butelkę whisky. Nie miałem uczuć, jestem pierwotną hybrydą, maszyną do zabijania..karmiłem się na niej..ale czy potrafiłbym ją zabić ? Klausie Mikaelsonie czy potrafiłbyś zabić Caroline Forbes ?- pytało moje sumienie, a ja rzuciłem krzesłem o ścianę. Muszę się jej pozbyć - wyszeptałem i wyszedłem z budynku.
Oczyma Caroline
Ta noc była ciężka, jak tylko przysypiałam budziłam się w strachu. Wstałam z dużego łózka, spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że jest już dawno po północy. Po cichu udałam się do kuchni, sięgnęłam po zimną wodę z lodówki i wypiłam kilka łyków, które znacznie mnie orzeźwiły. Poszłam do salonu, wyciągnęłam z torebki portfel w którym nosiłam cztery zdjęcia..mojej córki, Enza, mamy i Bon. Po zdjęciu przyjaciółki przejechałam palcem i pociekły mi łzy wzruszenia, tęskniłam za nią.. i teraz grubo po północy postanowiłam wyjechać, zostawić cholerną pracę w Nowym Orleanie, pociągającego szefa.. chciałam iść na cmentarz i położyć bukiet jasnych róż, opowiedzieć mojej Bonnie co czuję i wykrzyczeć jak bardzo za nią tęsknię. Spakowałam do mojej torebki pierwsze lepsze ubrania, bieliznę i szczoteczkę do zębów. Na stopy założyłam ciepłe, grube skarpety i buty emu, gruby puszysty szalik, czapkę i kurtkę. Wybiegłam z mieszkania i szybko wsiadłam do auta. Odjechałam szybko, biłam się z myślami, ale nie.. pomyślałam. Muszę wrócić, nie mogę uciec od tęsknoty..i od tego, że dziś widziałam Bon, powiedziała, że to nie był wypadek nie zwierzę..Czułam jak po policzkach zaczynają lecieć mi strumienie łez..
Oczyma Klausa
Byłem już przed blokiem Caroline Forbes, spojrzałem w jej okna, w mieszkaniu było ciemno. W wampirzym tempie znalazłem się tuż przy jej drzwiach, były uchylone.. wszedłem po cichu i wytężyłem słuch. Nie słyszałem oddechu, bicia serca..przez myśl przeszło mi, że umarła, że leży w sypialni i nie żyje. Moje ciało obezwładnił strach o blondynkę. Przeszukałem mieszkanie, ani śladu po Caro , wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem jej numer. Kilka sygnałów, kobieta nie odbierała, spróbowałem raz jeszcze.
-Słucham ?- usłyszałem jej zdenerwowany głos.
-Caroline gdzie jesteś ? - zapytałem siadając na jej sofie.
-Nie mogę rozmawiać, nie dzwoń więcej, proszę- wyszeptała i się rozłączyła. Cisnąłem szklanym stolikiem o ścianę i wyszedłem na zewnątrz. Noc była długa, a ja byłem wściekły, smutny, zły.. targało mną tak wiele emocji. Czułem smutek, że odeszła, czułem złość, że jej nie zabiłem.. W wampirzym tempie przemierzałem, mroczne uliczki Nowego Orleanu. Wpadłem do baru, gdzie zawsze bawiły się wampiry..ich wzrok zaraz pokierował się na moją osobą. Miałem nad nimi władze, lubiłem to, lubiłem kontrolować innych.
-Witajcie - powiedziałem unosząc ręce ku górze - kto ma ochotę na zabawę, na zabicie kilkudziesięciu ludzkich, nic nie znaczących istnień ? 
-Wszyscy - krzyknęli chórkiem.
-Chodźcie za mną - powiedziałem uśmiechając się.







Oczyma Caroline
Podróż była długa, męcząca.. na niebie ukazywał się już wschód, blady świt witał mnie swoim blaskiem. Przejechałam właśnie tabliczkę informującą o miejscowości Mystic Falls. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po kilkunastu minutach stałam przed drzwiami mojego domu. Zapukałam wielokrotnie, w progu stanęła zaspana moja mama.
-Kochanie...- szepnęła.
-Mamusiu - wykrzyczałam rzucając się jej w ramiona.
-Caroline, co się dzieje ? Dlaczego przyjechałaś ? Zwolnili Cię ? - pytała chwytając za moje walizki, które położyła w przedpokoju.
-Śniła mi się Bon, mamo to nie był wypadek.. wiedziałam to , ona mi to powiedziała. Chcę ją odwiedzić, iść na cmentarz.
-Iść z Tobą kochanie ?
-Nie.. pójdę sama- odpowiedziałam i wyszłam. Z ogrodu zerwałam pięć białych róż i wolnym spacerkiem udałam się do lasu, gdzie pochowano moją przyjaciółkę. Na dworze było zimno, ale promienie słońca lekko ocieplały moją skórę. Minęło około piętnastu minut zanim byłam na miejscu. Usiadłam na ławeczce przy pomniku i zaczęłam mówić :
- Bon, tak bardzo mi Cię brakuje.. Wierzę w to, że to nie był wypadek. Obiecuję, że pomszczę tego, tego co Cię zabił. Kocham Cię tak bardzo, daj mi jakiś znak.. błagam.. jest Ci tam dobrze Bon ? - załkałam, a w tym momencie poczułam silny powiew wiatru- Bon, to Ty ? - zapytałam i poczułam czyjeś dłonie na moim ramieniu. 
-Kochanie, ona odeszła - usłyszałam cichy głos babci Bennett.Odwróciłam się i wtuliłam się w stare ramiona kobiety. Łzy spływały mi po policzkach, a ja chciałam poczuć znowu się jak kiedyś- Idziesz już do domu Caroline ?
-Nie, zostanę tu dłużej- dopowiedziałam odrywając się od kobiety. Przy pomniku Bonnie siedziałam dłuższy czas, zaczęłam drżeć już z zimna, więc postanowiłam pójść do domu.
***
Weszłam do domu, rozebrałam się z ciepłych ubrań i usiadłam przy kominku, który ogrzewał moje przerznięte dłonie. Z kieszeni wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Enza, chciałam usłyszeć jego głos, a przede wszystkim moją córeczkę.
-Caroline, hej co słychać?
-Enzo.. jestem w Mystic Falls, chciałam odwiedzić Bon.. śniła mi się. Enzo możesz dać mi do słuchawki Chloe ?
-Tak już Ci ją daje, mam nadzieję , że wszystko w porządku.
-Hej mamo- usłyszałam poważny głos córki, nie brzmiała już jak malutka Chloe.
-Hej córeczko, masz zapalenie gardła ? Zmienił Ci się głos.
-Nie mamusiu, wszystko w porządku, tęsknię za Tobą.
-Ja za Tobą też kochanie, chciałabym Cię przytulić, wszystko u Ciebie okay ?
-Tak mamo, dużo czasu spędzamy na wędrówkach w lasach, obozujemy i poznałam wielu ludzi. Teraz muszę kończyć, zadzwonię później - powiedziała i rozłączyła się nie dając mi czasu na pożegnanie się. Pokręciłam nie dowierzając głową, po czym poszłam do swojego pokoju.Włączyłam laptopa, jedna nowa wiadomość na poczcie.. otworzyłam ją natychmiast.
Witam Cię Caroline wiem, że jesteś na mnie wściekła. Słyszałam o Bonnie, jest mi bardzo przykro. Niebawem wracam po kilku tych ciężkich latach do Mysticc Falls, mam nadzieję, że będziesz chciała się ze mną spotkać.
Elena Gilbert.
-Serio ? - krzyknęłam i prychnęłam ironicznym śmiechem. Pamiętam jak kilka lat temu Elena wyjechała bez słowa i zostawiła mnie i Bon bez żadnych skrupułów.. ani mi się śni, żeby Cię spotkać - wykrzyczałam robiąc się czerwona zamykając laptopa. 











Przepraszam za długą nieobecność, za krótki i beznadziejny rozdział. Ostatnio naprawdę mam bardzo mało czasu, szkolenia do pracy, prawo jazdy.. niemalże nie ma mnie w domu wgl ! Ale obiecuję poprawę, postaram się pisać częściej. Ale i wy musicie mi pomóc ! Komentujcie ♥ 
Jak myślicie, co powie Klausowi Genevieve ? Czy Klaus przyjedzie po Caroline, czy da jej spokój ? No i co wprowadzi Elena Gilbert ? 
Pozdrawiam !
XOXO

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział VII

***
Oczyma Klausa
Otumaniona blondynka przymknęła powieki i zaczęła lekko opadać na podłogę. Nim jednak to się stało ująłem jej drobne ciało w ramiona, opatuliłem ją ciepłymi ubraniami i wyszedłem. Jej zaróżowione ciało pachniało człowieczeństwem i różanymi perfumami, blond włosy połyskiwały świeżością, błyskiem, które pięknie wyglądały na tle zaśnieżonych ulic. Boczne latarnie świeciły pomarańczowym światłem. Trzymałem pannę Caroline Forbes w swych ramionach, zatroszczyłem się o nią.. od tysiąca lat nie robiłem takich rzeczy. Poczułem suchość, pieczenie w gardle. To posmak głodu, mimo że towarzyszy mi od tysiąca lat nadal ciężko go opanować. Przez cienką, kruchą skórę widziałem żyłę w której pulsowała karminowa krew, życiodajny płyn. Zbliżałem się coraz bliżej obszernej rezydencji, mojej rezydencji, która wyróżniała się na tle szarawych kamienic. Przekroczyłem próg drzwi wejściowych i skierowałem się do mojej sypialni. Rozebrałem Caroline z grubej warstwy zimowych ubrań i pozostawiłem ją w tunice,spodniach. Leżała tak niewinnie, choć coś w środku podpowiadało mi , że wcale taka nie jest. Nie jest zwykłą osobą, zwykłym śmiertelnikiem. Byłem głodny, palący ból narastał a ja nie jadłem od bardzo długiego czasu. Mimowolnie moje kły zaczęły się wydłużać, a zmysły wyostrzać.
Pochyliłem się nad blondynką, jednym muśnięciem dłoni przekręciłem jej twarz, by jedna strona dotykała haftowanej poduszki.
Wgryzłem się w jej szyję, piłem krew, palący ból zaczął się zmniejszać, wzrosła ekscytacja, głód opadał..pojawiły się wyrzuty sumienia, które próbowałem zagłuszać. Caroline zaczęła się wybudzać, szarpać, krzyczeć:
-Boli, co to za ból !
Oderwałem się od niej, po brodzie spływały mi jeszcze strużki krwi. Wytarłem je wierzchem dłoni, spojrzałem w jej przelęknięte oczy i wyszeptałem:
-Zapomnij.
-Nigdy, kim Ty jesteś..co mi zrobiłeś ? - zapytała dotykając drżącymi opuszkami rany.
-Zapomnij do cholery, co z Tobą nie tak - wykrzyczałem potrząsając blondynką. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, poziom strachu nie był duży, niewiele rozumiała ze względu na swój stan. Wstałem z łóżka nerwowo kręcąc się po pokoju. Będę musiał ją zabić- pomyślałem- albo powiedzieć jej prawdę. Wtedy do sypialni wszedł mój młodszy brat- Kol Mikaelson.
-Kolacja ? Jeszcze żywa ?- zapytał unosząc brwi.
-Nie da się jej zahipnotyzować ! - warknąłem.
-O co tu chodzi ? - wtrąciła się Caro, która powoli zaczęła odzyskiwać siły i trzeźwy umysł.
-Jest na werbenie ?- zapytał Kol.
-Nie, nie umiem tego rozgryźć - odpowiedziałem zrzucając ręką lampę ze stolika.
-Zaintrygowałeś mnie, spróbuję ja.
Wtedy najmłodszy Mikaelson ukucnął przy Forbes, odgarnął jej kosmyk jasnych włosów i szepnął, na co mi podskoczyło ciśnienie:
-Hej piękna, zapomnisz o wszystkim co tu się wydarzyło i zaśniesz.
-Zapomnę, zasnę - wyszeptała kiwając twierdząco,po czym przekręciła się na drugi bok. Moje źrenice powiększyły się, a w duszy poczułem ulgę..ulgę, że nie będę musiał jej pozbawiać życia, a zaraz niepewność i jakiś lęk.
Kol spojrzał na mnie, podszedł i wyszeptał:
-Zakochałeś się, czy co ?
Zignorowałem go, ale zaraz wyszedłem z sypialni.
-Dlaczego nie mogę jej zahipnotyzować ?- zawołałem.
-Może już jesteś za stary na takie sztuczki...draculo ! - zaśmiał się mój brat. Zawsze miał poczucie humoru, lubił się podśmiewać ze mnie i reszty rodzeństwa.. To był wieczny nastolatek.




***
Oczyma Caroline
Widzę Cię Enzo- wyszeptałam do słuchawki.
-Ja Ciebie też widzę księżniczko- odpowiedział i odłożył słuchawkę. Stał już przede mną  z różą w ręku, z nonszalanckim uśmiechem, z iskierką wesołości w oczach. Zbliżył się do mnie, ujął mą twarz w dłonie i począwszy od czoła zaczął całować.Zatrzymał się na blado-różowych ustach i złożył na nich długi, namiętny pocałunek. Zaczęłam otwierać oczy i zobaczyłam twarz, twarz Klausa Mikaelsona. Uśmiechał się, a jego kilkudniowy zarost drapał moją skórę. Odbiegłam kilka metrów dalej, a on wciąż szedł za mną. Moje serce biło szybko, trudno łapałam kolejne hausty powietrza, czułam jak kropelki potu zaczynają spływają po moim czole.
-Czego chcesz ?- wykrzyczałam we śnie i natychmiast się obudziłam. Dłonią wytarłam mokre czoło, rozejrzałam się wokoło, każdy ruch głową sprawiał mi ból. Wstałam leniwie z łóżka, pod naciskiem moich stóp wydobył się lekki skrzyp podłogi.
-Witaj kotku, jak się spało ?- zapytał rozbawiony Klaus wprawiając mnie tym w zakłopotanie. Nerwowo przejechałam ręką po moich włosach i ochrypniętym głosem zapytałam:
-Co tutaj robię ? Gdzie w ogóle jestem ?
-Oh Caroline.. jesteś u mnie, wczoraj chyba za dużo wypiłaś- wyszeptał pochylając się nade mną, a po moim ciele przeszedł bardzo przyjemny dreszcz. Spojrzałam w jego oczy i przypomniałam sobie mój sen. Był tak blisko, było w nim tylko mroku a zarazem troski. Oderwał wzrok ode mnie i zapytał:
-Jesteś głodna?
-Tak- powiedziałam i niewinnie się uśmiechnęłam. Niklaus odwzajemnił mój uśmiech i zaprowadził do kuchni,która była duża i umeblowana w sposób nowoczesny, ale klasyczny. Usiedliśmy przy stoliku, dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów. Wzięłam kromkę ciemnego pieczywa, plasterek sera. Mężczyzna patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Co ? - zapytałam wzruszając ramionami, po czym ugryzłam kawałek kanapki.
-Nic, jesteś taka ludzka Caroline - odpowiedział pocierając brodę z zarostem.
Wybuchłam na jego słowa śmiechem lekko się krztusząc.
-A Ty jesteś taki inny, mroczny- odpowiedziałam mrużąc oczy- właśnie.. czy to nie jest niezręczne ? Prawie Cię nie znam, a nocuje w Twoim domu, jem śniadanie..
-Caroline, w ten sposób się poznajemy. Lubisz podróże ? -zapytał.
-Tak, lubię -wyszeptałam.
-Dziś Cię porywam na cały dzień.
-A praca ? Ciągle coś, w końcu zapomnę po co tu przyjechałam ! - wykrzyczała.
-To jest rozkaz służbowy, dziś musisz poznać kilka zakątków - powiedział uśmiechając się łobuzersko.Lubiłam ten uśmiech, był zadziorny, jakby skrywał tajemnicę.. tak zdecydowanie Caroline lubisz jego towarzystwo- powiedziało mi sumienie. 
***
Oczy miałam zawiązane czarną opaską, przez którą nawet najmniejszy promień słońca nie przechodził. A było dziś słonecznie, śnieg zaczynał się topić, jakby zaraz miała nastać wiosna. Klaus podał mi swoją chłodną dłoń i pomógł wysiąść z auta. 
-Czy już mogę zobaczyć co to takiego ?- zapytałam niecierpliwiąc się coraz bardziej.
-Tak - wymruczał mi do ucha i rozwiązał ciemny materiał z moich oczu. Stałam przed pięknym widokiem, niewielki śnieg, rzeka na której odbijały się promienie słoneczne, a obok mnie stał mężczyzna z którego biła dzisiaj radość..Wyglądał tak jakby upajał się moim szczęściem, jakby tylko czekał na to bym się uśmiechnęła. To tylko Twoja chora wyobraźnia Caroline ! Masz Enza !- powiedziało mi sumienie, a ja lekko się zasmuciłam. 
-Co się stało Caroline ? Nie podoba Ci się ?
-Wszystko w porządku - wyszeptałam otulając się grubym szalikiem.
***
Po kilku godzinach spędzonych z moim szefem wróciłam do swojego mieszkania. Leżałam na swoim dużym łóżku wpatrując się w sufit. Monotonna muzyka zaczęła wprawiać mnie w śpiący nastrój, po kilku minutach oddałam się w błogi sen.
-Caroline ?- usłyszałam znajomy mi głos.
-Bon ? Słyszę Cię, żyjesz ?- zapytałam zrozpaczona. 
-Caroline, jestem po Drugiej Stronie, długo mi zajęło zanim Cię odnalazłam. Musisz być ostrożna Caro, moja śmierć nie była wypadkiem.
-Bon, czuje zimno.. odchodzisz ?- wyszeptałam i wybudziłam się ze snu przemarznięta i przestraszona.
-Bonnie - wyszeptałam i otarłam samotną łzę z mojego policzka.


I oto kolejny rozdział. Podoba Wam się kochani ? Pozdrawiam ! 
Komentujcie ! To meega motywuje ♥
XOXO


czwartek, 29 maja 2014

Rozdział VI

Patrzył na mnie wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź..trzymał mnie swą dłonią za mój chudy nadgarstek. Czułam jak cisza rozbrzmiewa w pomieszczeniu, słyszałam jego wydychane powietrze,zapach. Na pełnych wargach zawitała mu suchość..Co mam zrobić?- zapytałam samą siebie. ,,Nie myśl tylko o sobie''- przypomniały mi się słowa Enza. Delikatnie uwolniłam mój nadgarstek z jego uścisku, usta lekko wydęłam powoli je rozchylając.
-Przykro mi, nie mogę - wyszeptałam, odwróciłam się i wyszłam. Mój oddech znacznie przyspieszył, a dłonie pobladły. Stanęłam kilkanaście metrów dalej od drzwi jego gabinetu i spojrzałam ponownie na nie. W sercu zagościł mi smutek, jakaś nuta żalu.. Miałaś nadzieję, że za Tobą pobiegnie..głupia- mówiło mi sumienie.
-Caroline, wszystko w porządku ?- z zamyślenia wyrwały mnie słowa Mer.
-Tak, przepraszam.. Od jutra będę już w pracy, moja córka miała lekki wypadek.
-Byłaś u dyrektora ?- zapytała przewracając szybko oczyma.
-Yhh.. Tak, byłam.. musiałam coś omówić.
-Proszę Cię, bądź ostrożna. Mówiłam Ci, żebyś się trzymała od nich z daleka- powiedziała nerwowo gestykulując dłońmi. Spojrzałam na nią i odeszłam bez słowa. Wyjazd tutaj miał mnie wyrwać od szarej rzeczywistości, która panowała w Mystic Falls. Czułam jak moje serce zaczyna krwawić na myśl o Bon. Tak bardzo jej potrzebowałam, zawsze znalazłaby wyjście z sytuacji..Dlaczego Mer tak bardzo pragnie mnie trzymać od niego..od mężczyzny, który wywiera na mnie tak bardzo mieszane uczucia - myślałam, zbliżając się do sali Chloe. Przekroczyłam próg drzwi i zobaczyłam pusty pokój, ani śladu po mojej małej dziewczynce. Wyjęłam telefon i wyszukałam w kontaktach ,,Enzo''.
-Gdzie jesteś ? Nie ma Chloe w szpitalu- powiedziałam łamiącym głosem.
-Jest ze mną u Ciebie w domu, wracaj.. muszę coś Ci powiedzieć- odpowiedział po czym nacisnął czerwony przycisk komórki. Z szatni wzięłam ciepłą kurtkę, szalik i czapkę..opatuliłam się opuściwszy szpital. Wsiadłam do mojego autka i odjechałam.Mijałam ośnieżone, samotne drzewa, biegnących ludzi, przytulające się do siebie pary zakochanych.
***
Przekręciłam kluczyk w zamku, popchnęłam drzwi i weszłam do mojego jaśniutkiego mieszkania. Od wejścia słyszałam głośny rechot mojej córki. Zdjęłam zaśnieżone kozaki, ciepłą kurtkę, szalik, czapkę i pobiegłam do Chloe biorąc ją w ramiona.
-Kocham Cię - wyszeptałam całując ją w jej drobniutką rączkę.
-A mnie to już nie..- powiedział Enzo, udając zasmuconego. Położyłam małą na podłodze, udając się do kuchni. Do pustego, metalowego czajnika wlałam wodę na ciepłą czekoladę. Poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach i przyjemne mruczenie tuż koło ucha:
-Caroline..
Lubiłam jego głos, odwróciłam się i spojrzałam w jego buntownicze oczy. Błyskała z nich radość, ciepło i ukojenie. Przywarł swoim czołem do mojego i zaczął monotonnym ruchem kołysać się w rytm muzyki, która brzęczała z nowoczesnego radia.
-Enzo- wyszeptałam.
-Ciii- wymruczał- Wiem co chcesz powiedzieć.
Rozszerzył delikatnie powieki i spojrzał w moje oczy, które wydawały się być przepełnione pożądaniem, lękiem..Jego ręce z bioder powędrowały ku mojej twarzy, którą objął czule. Wierzchem, ciepłej dłoni pieszczotliwie głaskał moją zaczerwienioną skórę. Wpatrywałam się w niego, był taki dobry, ciepły, kochany..przymknęłam oczy, a on złożył krótkiego, lekkiego, dziecięcego całusa na moich suchych ustach. Mogłam oddać go z podwojoną siłą, mogłam wpleść swoje dłonie w jego włosy i objąć go nogami w pasie, ale tego nie zrobiłam..a on tego nie oczekiwał. Uśmiechnął się i wyłączył gotującą się wodę.
***
Siedzieliśmy przy niewielkim stoliku, jedząc kolację. Chloe śmiała się zabierając nam z talerzy kawałki kurczaka a my przekornie na nią krzyczeliśmy, co wprawiało ją w jeszcze weselszy nastrój. W pewnej chwili nastała cisza, Enzo spojrzał na mnie poważnie. Znałam tą minę, zawsze taki był kiedy chciał powiedzieć coś ważnego..
-Enzo- powiedziałam marszcząc brwi.
-Caro.. mam do Ciebie, prośbę. Proszę z grzeczności..
-Hymm- wstałam od stołu nerwowo krążyć przy zlewie kuchennym.
-Chciałbym zabrać Chloe na dłuższe wakacje..- powiedział trzymając córkę na baranach.
-Mamo, zgódź się..- zapiszczała mała tuląc swojego ojca. Złapałam haust powietrza..
-Jak długie ?
-Rok.
-Rok ? Co ? A szkoła ? A ja ? A nowe życie .. ? - zaczęłam wykrzykiwać ledwo łapiąc powietrze.
-Caroline.. Chloe nie jest Twoją własnością. A kiedy to Ty ją zabrałaś dwa lata temu... nawet nie zapytałaś się mnie o zdanie- zaczął. Spojrzałam na córkę , która niemalże klęczała z rączkami złożonymi jak do modlitwy. Z oczu wypłynęło mi kilka kropli łez, które wytarłam szybko wierzchem rękawa.
-Dobrze..- odpowiedziałam kucając przy małej i mocno ją do siebie tuląc.
-Dziękuję mamusiu, kocham Cię tak bardzo jak tatusia - powiedziała zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Chloe lubiła mnie naśladować, moje ruchy, moje zachowanie przed lustrem..czy wszystkie miłe gesty.
Nigdy na tak długo nie rozstawałam się z moją małą córeczką, ale teraz wiedziałam..Że ten wyjazd, da mi chwile wytchnienia, będę miała czas poukładać wszystko, będę mogła skupić się na sobie.
-Kiedy chcecie wyjechać ?
-Za godzinę wyjeżdżamy - odpowiedział Enzo.
-Chloe idź zabrać do łazienki swoje gumki, szczotki i inne duperele- nakazałam. Enzo popatrzył na mnie i wziął w swoje ramiona, zaniósł mnie do sypialni i pozwolił spływać bez końca moim słonym łzą.
-Będziemy dzwonić, przecież Ci jej nie zabiorę Caroline..- wyszeptał całując mnie we włosy.
-Wiem, po prostu.. boję się, że ją stracę...
-Jak Bonnie?
-Tak- wypłakałam. Enzo odsunął się ode mnie, otarł bawełnianą chusteczką moje zapłakane policzki i powiedział całując mnie w czoło:

-Obiecuję, że będzie cała i zdrowa księżniczko.
-Przestań tak do mnie mówić- wybuchłam śmiechem, krztusząc się powietrzem.
-Ale przecież wiesz..dla mnie zawsze nią będziesz - wypowiedział kładąc nacisk na ,,zawsze''.. jakby zawsze miało trwać wiecznie. Spojrzałam na niego i poczułam szczęście, niekontrolowane szczęście, że tutaj jest, przy mnie, że opiekuje się mną.. i to, że właśnie z nim mam Chloe.
-Dziękuję - wyszeptałam przytulając go do siebie.
-Już jestem gotowa ! - wykrzyczała mała stojąc już w całym ubraniu , gotowa do wyjścia. Enzo zarzucił na siebie ciepłą kurtkę, wziął bagaże, pożegnał się i wyszedł zanieść walizki. W progu stała jeszcze Chloe, wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam.
-Kocham Cię, bądź grzeczna i ostrożna.
-Też Cię kocham mamo - odpowiedziała i wygramoliła się z moich ramion do Enza.
-Będę za Wami tęsknić- powiedziałam po czym usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Spojrzałam na zegarek, nie było jeszcze tak późno. Włosy spięłam w koczka, zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Pozwoliłam przez kilka dobrych minut swobodnie spływać kroplą wody po moim nagim ciele.. Na dłoń wylałam trochę żelu , który wmasowałam w moje ciało.
***
Weszłam do jednego z pobliskich barów, w twarz uderzył mnie zapach dymu papierosowego, mocnego alkoholu i mieszanki perfum. Na parkiecie była masa ludzi, która podskakiwała w rytm muzyki. Usiadłam tuż przy barze i powiedziałam:
-Whisky, poproszę.
-Już się robi młoda damo- odpowiedział mi wysoki, umięśniony barman. Po jednej whisky, wzięłam jeszcze kilka.. Poczułam, że robię się ciepła, temperatura mojego ciała znacznie wzrosła pod wpływem alkoholu. Zrzuciłam z siebie lekką kamizelkę i zostałam w samej tunice, sięgającej mi do połowy ud, jasnych spodniach i kozaczkach do kostki. Ręce wyciągnęłam ku górze i zaczęłam tańczyć wśród tłumu, który z każdą minutą się powiększał. Zamknęłam oczy poruszawszy się w rytm muzyki. Po chwili głośny tłum milkł a obok mnie robiło się co raz więcej miejsca..Byłam tak odurzona alkoholem , że nawet nie przeszło mi przez myśl, aby sprawdzić co się dzieje. Kiedy brzmienie nut zaczynało cichnąć otworzyłam powieki, byłam sama, sama na środku parkietu.
Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam.. przy barze siedział on.. z rozbawioną miną.. Klaus Mikaelson. Wpatrywał się we mnie, a kiedy muzyka całkowicie ucichła zaczął bić brawo. Speszona, zawstydzona, zdenerwowana spojrzałam na niego i pokręciłam głową wybuchając śmiechem.
- Dlaczego tu nie ma nikogo ? Co tutaj robisz ? - zapytałam podchodząc nieco bliżej. Nie czułam strachu.. czułam się odważna, pewna siebie.
- Oglądam Cię, panno Caroline. Zahipnotyzowałem wszystkich by wyszli - wyszeptał pochylając się nade mną znacznie bliżej niż powinien.
-Nie rozumiem Twoich żartów Klaus..- powiedziałam mrużąc oczy. Spojrzałam na lezącą kamizelkę kilka krzeseł dalej. Wyciągnęłam rękę biorąc ubranie,zarzuciłam sobie ją na plecy i wyszłam zostawiając go samego. Już byłam przed drzwiami kiedy pojawił się ponownie przede mną z uśmiechem na twarzy.
-Zostań proszę - powiedział całując mnie w dłoń po której przeszedł dreszcz. Moje serce przyspieszyło wielokrotnie, a kąciki ust zaczęły się wyginać w uśmiech.
-Dobrze - wyszeptałam naśladując jego ruchy i zbliżyłam swoje usta do jego ucha, tak by poczuł powiew wydychanego powietrza. Jego włoski na rękach lekko zadrgały unosząc się do góry. Odwróciłam się kierując się, by usiąść na krześle tuż przy barze.
-Gdzie barman ?- zapytałam.
-Ja dziś będę barmanem - odpowiedział stając za blatem- Co podać panience ?
-Raz whisky, albo od razu dwa.
-Dużo pijesz Caroline.
-Mam rok wolnego.. od córki, mogę zaszaleć - odpowiedziałam, a w jego oczach pojawiły się iskierki zaciekawienia.
-W takim razie, powiedz mi Caroline.. gdzie jest Twoja córka ? - zapytał pomniejszając i powiększając swoje źrenice.
-Twoje oczy... co z nimi nie tak ? - zapytałam nie przełykając palącego alkoholu.
-Nic.. - odpowiedział pocierając oczy.
-Moja córka wyjechała z Enzem.. właśnie ! Dlaczego wypytywałeś Chloe o mojego...- urwałam nie kończąc.
-Pamiętała to ?- zapytał zaciskając dłoń na butelce od whisky.
-Tak - odpowiedziałam włączając muzykę z mojego telefonu i ruszając na pusty parkiet. Brzmienie było spokojne, kojące i powolne. Z uśmiechem na twarzy kołysałam się samotnie na dużej sali, przy barze stał Klaus, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem, którego nie umiałam rozgryźć. W jednej dłoni trzymałam butelkę alkoholu, którą od czasu do czasu przykładałam do ust, by upić łyk palącej, tumaniącej cieczy. Po kilku minutach rzuciłam butelką o podłogę, pozwalając jej tym samym się rozbić. Chwiejnym krokiem stanęłam przed Klausem, który miał niezły ubaw i wymamrotałam:
-Zabierz mnie stąd szybko...


Na tamten rozdział tak długo musieliście czekać ! Za to ten pojawił się już ! haha :) Wena mnie dziś dopadła, po długiej przerwie ! Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ! Komentujcie naprawdę daje mi to ogromną radość ! Dziękuję za poprzednie komentarze ♥ Jesteście Kochani ! :)
Dałam Wam Enzoline i Klaroline :) Teraz przez dłuższy czas nie będzie Enza i Chloe, więc pomyślałam, że zasłużyli na jakąś EPICKĄ scenkę :) 
Kiss & Hugs
Wasza Syluuu ! :)

środa, 28 maja 2014

Rozdział V

Przed oczyma przelatywały mi najpiękniejsze chwile u boku mojej córki. Jej narodziny, pierwszy kroczek postawiony przez nią, pierwsze wypowiedziane słowo, pierwsze pójście do szkoły. Pamiętam kiedy dowiedzieliśmy się - ja i Enzo- o chorobie naszej córki. Chloe cierpi na wrodzoną wadę serca.. to cud, że żyje tak długo.
-Elijah zabierz ją do szpitala, tylko szybciej - krzyknął Klaus. Potem spojrzał w moje oczy, które wydawały się być martwe.
-Będzie dobrze, zabiorę Cię do szpitala - wyszeptał biorąc mnie na ręce. Wtuliłam się w jego umięśniony tors i nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku..łzy ciekły po moich rozpalonych policzkach. Nie zdążyłam się odwrócić, a mężczyzna już położył mnie na leżance w gabinecie swojego szpitala. To było nie realne, jak tak szybko dotarliśmy do budynku, ale nie chciałam polemizować, usłyszałam szybkie trzaśnięcie drzwiami. Wstałam, rozejrzałam się wokoło.. było pusto, spojrzałam na swoje drżące ręce, przymknęłam lekko powieki, zrobiłam kilka głębokich wdechów. Caroline dasz radę - szepnęłam i wybiegłam z gabinetu kierując się w stronę stronę sali operacyjnej. Zdyszana, spocona rzuciłam się na drzwi sali.. była pusta, nikogo nie było.. Chloe- pomyślałam i uderzyłam w szybę tym samym ją rozbijając. Poczułam lekki powiew wiatru i odwróciłam się, za mną stał wysoki mężczyzna w garniturze.
-Witam Cię Caroline, nazywam się Elijah Mikaelson- powiedział płynnie, pełen powagi.
-Co z Chloe ? Dlaczego jej nie ma na sali operacyjnej ?- wypaliłam niemalże rzucając się na mężczyznę .
-Z Twoją córką wszystko w porządku, to zwykłe omdlenie..najprawdopodobniej z przemęczenia. Nic jej nie grozi.
-Dzięki Bogu..- wyszeptałam kucając pod drzwiami, zaciskając poranione dłonie. Mężczyzna podał mi swoją dłoń, która była niezwykle zimna i pomógł mi wstać. Spojrzałam pod nogi i zobaczyłam kawałki drobnych szkieł.
-Przepraszam, posprzątam- powiedziałam zerkając na niego, tylko pozwól, że odwiedzę córkę.
-Nie trzeba Caroline, mamy od tego sprzątaczki - usłyszałam głos Klausa. Spojrzałam na niego przestraszona i zapytałam:
-Gdzie Chloe ?
-Zaprowadzę Cię- wyszeptał.
***
Siedziałam przy łóżku szpitalnym mojej córki, leżała blada i osłabiona. Jej lekkie powieki zaczęły powoli drżeć, leniwie otworzyła oczy i wyszeptała zachrypłym głosem:
-Mamusiu, gdzie jestem ?
-W szpitalu, zemdlałaś, ale nic Ci nie grozi.. już wszystko dobrze. Przyniosę Ci coś do jedzenia- odpowiedziałam całując Chloe w czoło i odgarnęłam jej włosy za ucho.
***
Oczyma Klausa
-Co zrobiłeś ?- wykrzyczał na mnie Elijah przykładając swoją dłoń do brody.
-To co słyszałeś, uleczyłem ją moją krwią - odpowiedziałem siadając na wygodnym krześle w moim gabinecie.
-To tylko dziecko Klaus.. jak mogłeś to zrobić ?
-Mam do niej plany bracie - odpowiedziałem podchodząc do niego i lekko klepiąc go po plecach- A teraz wybacz, muszę się pożywić. Krew z woreczka cholernie mi zbrzydła- dopowiedziałem wychodząc.
Przemierzałem korytarze mojego szpitala wypatrując jakąś ofiarę, moją uwagę przykuła blond piękność, złapałem głęboki wdech i pomyślałem - Oj Caroline Forbes. Płynnym, wolnym krokiem zbliżałem się do kobiety, stanąłem tuż za nią, kilka milimetrów dalej. Blondynka odwróciła się z przerażeniem na twarzy, jej lekkie puszyste włosy lekko opadały na jej cudowne kości obojczykowe, a źrenice wyraźnie powiększyły swój rozmiar.
-Witaj kochana, ciągle na siebie wpadamy- wyszeptałem jej do ucha, przeprawiając ją tym samym o dreszcze.
-Ta..Tak.. Przepraszam, muszę iść do córeczki - wydukała lekko się rumieniąc.
-Pójdziesz ze mną do mojego gabinetu- wyszeptałem hipnotyzując ją.
***
Oczyma Caroline
Szłam z rogalikiem w ręku za Niklausem Mikaelsonem.. nie wiem czemu, nie wiem po co. Czułam, że nie chce tego robić, że powinnam teraz być przy córce, ale coś nie pozwalało mi się przeciwstawić. Klaus otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem ręki.
-Nie..- wyszeptałam- Muszę iść do córki.
Mężczyzna wydawał mi się być zakłopotany i wzburzony. Podszedł do mnie i wyszeptał :
-Wejdź do gabinetu.
Poczułam znowu to samo uczucie, przymus i uległość. Spojrzałam na niego i uderzyłam go z impetem w twarz. Był cholernie przystojny, ale wiedziałam, że teraz najważniejsza jest moja córka..Jego gałki oczne stały się czerwone, a pod oczyma pojawiły się czarne żyłki.
-Klausie zostaw pannę Forbes- usłyszałam poważny, spokojny głos Elijah'y. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biegnąc ku jednej z pustych sal. Głośno wdychałam powietrze, nerwowo się kręcąc. Teraz to już na pewno po mojej pracy, jesteś taka głupia Caroline- szepnęłam sama do siebie. Zza moich pleców usłyszałam dobrze mi znajomy głos:
-Co zrobiłaś księżniczko ?
-Enzo - odpowiedziałam szczerze się uśmiechając.
Zawsze na jego widok promieniałam, był naprawdę kochany i uroczy. Dla niego nie było sytuacji bez wyjścia, miałam momenty w których szczerze chciałabym spróbować jeszcze raz.. ale coś mnie hamowało. Może to, że wiedziałabym jak to się skończy. Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam go z całych sił.
-Nie zadzwoniłaś do mnie, że z Chloe coś nie tak- powiedział ze złą miną i odrobiną żalu w głosie.
-Przepraszam, to wszytko było tak nagle.. jeszcze stracę pracę..uderzyłam dyrektora w twarz Enzo.
-Caroline, na pewno mu się należało- odpowiedział całując mnie w czoło- Zaprowadzisz mnie do małej ?
***
Siedzieliśmy przy łóżku Chloe, która wydawałaby się być całkowicie zdrowa. Uśmiech nie schodził jej z twarzy po przybyciu Enza. W pewnym momencie posępnie spojrzała na nas i zapytała :
-Tatusiu czy znasz tego Pana , który mnie znalazł kiedy się zgubiłam ?
Wzrok mężczyzny pokierował się na mnie.. wiedziałam, że będzie zły, to była kolejna rzecz o której nie powiedziałam Enzowi.
-Jaki Pan Chloe ?
-Dyrektor mamusi- odpowiedziała pocierając rączkami.
-Nie, dlaczego myślisz córeczko, że mógłbym go znać ?
-Bo on powiedział, że zna nasz ród bardzo dobrze- powiedziała powoli składając wyrazy. Enzo był zły, widziałam to po nim. Wstał z plastikowego krzesła i podszedł do okna, uderzył w ścianę pięścią i zacisnął usta w wąską linię. Podeszłam do niego spokojnie i wyszeptałam:
-O co chodzi Enzo ?
-O nic Caroline, jestem na Ciebie wściekły.. Jak możesz nie mówić mi o takich rzeczach ?To jest nasza córka i nie pozwolę , żeby ktoś się wpieprzał w nasze życie - wykrzyczał i wyszedł z sali. Zrozpaczona stanęłam przy Chloe i pocałowałam ją w rączkę.
-Zaraz będę, nie martw się- powiedziałam udając się w pogoni za Enzem. Siedział pod jedną z sal opierając się o blade ściany.
-Jak możesz tak wybuchać przy dziecku ? Jesteś normalny ?- wykrzyczałam. Chloe zawsze reagowała na takie sytuacje nerwowo, nie znosiła kłótni moich i Enza, a na pewno nie powinna być świadkiem takich wybuchów.
-Z to Ty jesteś normalna Caroline ? Nie informujesz mnie zupełnie o niczym ! Nawet gdyby nie szpital nie wiedziałbym, że coś nie tak jest z moją córką do cholery ! Przestań myśleć tylko o sobie - odpowiedział podniesionym tonem i zbliżył się do mnie- Nie zapominaj, że to ja jestem ojcem- wyszeptał i przytulił mnie do siebie. Przymknęłam lekko powieki, a gdy je otworzyłam zobaczyłam Klausa, blisko.. aż zbyt blisko. Przestraszona odskoczyłam od Enza i zanim zdążyłam mu powiedzieć co się stało mężczyzna zniknął.
-Coś nie tak ?
-Enzo.. nie, wszystko dobrze- odpowiedziałam- Idź do Chloe, muszę coś załatwić.
***
Stałam przed drzwiami Klausa Mikaelsona, mojego dyrektora, który wzbudzał we mnie pomieszane uczucia. Uderzyłam go w twarz, boże - pomyślałam, ale mimo to nie miałam zbyt dużych wyrzutów sumienia. Czułam, że jakaś część mnie wie o tym, że w tym mężczyźnie jest zło i mrok. Już miałam pukać, kiedy uchyliły się przede mną drzwi.
-Słucham Cię Caroline ?- powiedział i zaprosił do środka. Stanęłam przed nim, w dłoni trzymał szklankę z bursztynową cieczą. Spojrzałam w jego chłodne oczy i oblałam się ciepłym rumieńcem.
-Przepraszam - wyszeptałam spuszczając wzrok.
-Oh.. Caroline, Caroline.. co ja mam z Tobą zrobić ? - wyszeptał z powagą w głosie lekko unosząc kąciki ust. Przeszywał mnie swoim spojrzeniem, jego gesty, poruszające się usta przyciągały mnie do niego.
-Przepraszam proszę Pana, to nigdy więcej się nie powtórzy, ale nie lubię kiedy ktoś mnie zmusza- wypaliłam robiąc się purpurowa.
-Nigdy nikt mi się nie opiera Caroline... Jesteś pierwszym takim przypadkiem, będę zaszczycony poznać Cię lepiej- odpowiedział, a ja poczułam ulgę na sercu.. nie wiem czy to dlatego, że nadal mam posadę, czy może dlatego, że mi wybaczył. Kiedy stałam przed tym mężczyzną moje uczucia przewracały się o 180 stopni, a jego tajemniczość i mrok przyciągał mnie do niego.
-Dziękuję- odpowiedziałam odwracając się ku wyjściu. Wtedy poczułam jak chwyta mnie swoją zimną dłonią za nadgarstek i przyciąga do siebie.
-To co, kolacja ?- wyszeptał pochylając się. Jego usta były blisko mnie, czułam jego wydychane powietrze. Oczy pełne chłodu świdrowały moją duszę, a ja poczułam rosnącą gule w gardle..Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa, moje nogi zaczęły robić się miękkie jak z waty a w ustach poczułam suchość.


Wracam po długiej przerwie :) Ostatnio mało komentujecie. Mam wgl dla kogo pisać ?! Czytelnicy pokażcie się i pozostawcie po sobie ślad ! ♥ Jak widzicie, z małą wszytko dobrze.. dzięki krwi ! Krwi Klausa :) Jak zakończy się przyjazd Enza ? Macie jakieś pomysły ? A co z naszą Caroline ? Czy zgodzi się na kolację i co z nią nie tak ? Dlaczego opiera się hipnozie ?
Wasze pomysły na odpowiedzi piszcie w komentarzach :)
Aaa ! Za błędy przepraszam ♥
XOXO

środa, 7 maja 2014

Rozdział IV

Mrugnęłam oczyma kilkakrotnie i poczułam się jak wyrwana ze snu. W około nie było już mojej córeczki i doktora Klausa, który obiecał zawieść Chloe do przedszkola. Niepewnie spojrzałam na swoje ręce, były bardzo czerwone od mrozu , który panował na dworze. Rozejrzałam się wokoło i przebiegłam przez zaśnieżoną ulicę, aby wsiąść do auta i pojechać do pracy. Włączyłam losową stację, odjechałam uśmiechając się na myśl o moim pierwszym dniu w szpitalu. Po kilkunastu ciągnących się minutach dojechałam na miejsce, auto zaparkowałam na wyznaczonym parkingu dla pracowników i wbiegłam do budynku. Kilka dobrych minut błądziłam szukając szatni.
-Przepraszam - zaczepiłam kobietę o blond, długich włosach. 
-Tak ? - odpowiedziała z nutką pogardy, w jej oczach tłumiły się iskierki mroku.. do tego stopnia, że aż po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Gdzie jest szatnia dla kardiochirurgów ? To mój pierwszy dzień - zapytałam starając się być jak najbardziej uprzejma.
-Ah, to Ty.. Caroline Forbes tak ? - zapytała, po czym ponownie wtrąciła zdanie- Chodź za mną, jestem ordynatorem kardiochirurgii, Rebekah Mikaelson, miło mi Cię poznać.
Wymieniłyśmy się uściskami dłoni i poszłyśmy do szatni.
W głowie przetwarzałam sobie jej dane, coś było nie tak, czułam jakbym już gdzieś słyszała to nazwisko... To siostra dyrektora- pomyślałam uderzając się otwartą dłonią w czoło i tym samym przypominając sobie poranne zdarzenie. 
-To tutaj, ona Cię oprowadzi, pokaże co i jak - powiedziała z ironicznym uśmiechem wskazując palcem na jedną z lekarek.
Zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się niepewnie. Kobieta podeszła do mnie, wyciągnęła rękę i ochoczo się przedstawiła:
-Witaj, jestem Meredith Sheperd.
-Caroline Forbes, miło mi- odpowiedziałam przyjaźnie.
Mer pokazała mi moją szafkę w której mogę trzymać moje ubrania. Przebrałam się w mgnieniu oka w fartuch szpitalny i zaczęłyśmy swoją wycieczkę po szpitalu. 
greys anatomy animated GIF-Rebekah Mikaelson, to siostra dyrektora tak ?
-Tak, jest podłą jedzą musisz na nią uważać- odpowiedziała z powagą nie zwalniając kroku.
-A dyrektor ? - zapytałam łapiąc oddech.
- Caroline, nie zbliżaj się do nich. Bądź po prostu pracownikiem, jak ja a wszystko będzie dobrze.
Słowa kobiety przeraziły mnie, miałam się nie zbliżać.. Chloe- pomyślałam, ale zaraz poczułam stoicki spokój. Miałam mu zaufać, wszytko będzie dobrze, na pewno.Mer pokazała mi kilku pacjentów jakimi teraz musimy się zająć.

***
Padałam z nóg, z wyczerpania.. nie mogę sobie przypomnieć kiedy przeprowadzałam tak cholernie trudną operację. Siedziałam na plastikowym niewygodnym krześle, włożyłam dłonie do kieszeni białego fartuchu i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Witam panno Caroline - usłyszałam głośny krzyk, który od razu postawił mnie na nogi. Przede mną stała Rebekah Mikaelson, była wściekła. Stanęłam przed nią i zaczęłam na jednym tchu mówić:
-Przepraszam, ostatnio miałam ciężki okres w życiu. Więcej się to nie powtórzy obiecuję, jestem tak strasznie zabiegana. 
-Przestań.
-Moją przyjaciółkę ostatnio zamordowano, przepraszam - mówiłam nie dając jej dojść do słowa. Kobieta patrzyła na mnie z coraz większą złością, stanęła naprzeciw mnie i szepnęła :
-Przestań gadać i odejdź.
Poczułam, że muszę to zrobić.. dosłownie poczułam się tak jak rano, jakbym musiała coś zrobić, poczuć choć wcale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Delikatnie skinęłam głową i odeszłam wyjmując wibrujący telefon z kieszeni. Na ekranie pojawił się numer nieznany, już miałam nacisnąć czerwony przycisk, ale zaryzykowałam i odebrałam.
-Witaj Caroline, mogłabyś przyjść do mojego gabinetu ? - usłyszałam znajomy mi brytyjski akcent i lekki skurcz w żołądku.
-Tak, zaraz będę - odpowiedziałam niepewnie i udałam się do dyrektora szpitala. Czułam jak moje serce uderza coraz szybciej, a mój oddech staje się nierówny. Odrzuciłam moje włosy na tył i zapukałam kilka razy. 
-Wejdź.
- Jestem, co Pan chciał ?
- Klaus, Caroline.. mów mi Klaus. Chciałem Cię poinformować, że na dziś to koniec. Możesz wrócić do domu, ale najpierw..- urwał i spojrzał na mnie złowieszczo. 
***
Oczyma Klausa
Widziałem strach w oczach tej kobiety, podobało mi się to. Była piękna, odważna, ale zarazem krucha i pełna słabości. Jedną z tych słabości byłem ja, za każdym razem słyszałem jej nerwowe bicie serca, przyspieszony oddech. Pod wpływem mojego dotyku drżała, była tylko niewinną śmiertelniczką.
-Ale najpierw musisz oddać krew, nie krzycz- powiedziałem obnażając kły i wbiłem się w jej nieskazitelną szyję. Metaliczny posmak pieścił moje podniebienie i przełyk. Czułem jak każda kropla karminowej cieszy przepływa i wprawia mnie w szalenie dobry nastrój. Kiedy oddech stawał się płytszy oderwałem się od panny Forbes i otarłem rękom zabrudzoną twarz. Kobieta stała nieruchomo, jakby w szoku. Trzęsącą dłonią dotykała swojej rany z której płynęły stróżki krwi. Ślad po ugryzieniu był zbyt duży, musiałem podać jej swoją krew, aby rana się zaleczyła. Po wykonaniu niezbędnych czynności stanąłem przed blondynką, położyłem ręce na jej ramionach i wyszeptałem :
-Po wyjściu z tego pomieszczenia, zapomnisz o wszystkim co się tu wydarzyło. 
Care wyszła bez słowa, zamknęła spokojnie drzwi i odeszła, a ja poczułem lekkie ukłucie w sercu z niewiadomych mi przyczyn. Chyba po raz pierwszy w życiu miałem wyrzuty sumienia, że pożywiłem się na bezbronnej istocie. Nerwowo krzątałem się po gabinecie, rzuciłem lampą w ścianę. Drzwi lekko się uchyliły i weszła moja siostra.
-Nik, zły dzień ? - zapytała wyjmując z kieszeni torebkę z życiodajnym płynem. Usiadła na rzeźbionym, drewnianym krześle, nogi wyciągnęła przed siebie kładąc je na biurku. Nie odpowiedziałem, krzątałem się po pomieszczeniu i stanąłem przy oknie zerkając na wchodzącą do auta Caroline.
-Dziś, ta nowa.. Forbes usnęła na korytarzu. Mówiła o jakieś śmierci swojej przyjaciółki, wkoło przepraszała, wkurzała mnie swoim niekończącym się gadaniem... Więc ją zahipnotyzowałam, żeby się zamknęła- powiedziała Bekah, a ja odwróciłem się twarzą do niej. 
-Co zrobiłaś ?
-Zahipnotyzowałam.. czy to jest takie dziwne ? Robimy tu gorsze rzeczy, ale ona chyba nic nie wie o nas- wampirach. Jest zielona w te kulki, a Meredith jej nie powie, bo boi się o życie - Bekah zachichotała, sącząc krew z woreczka. Zabrałem skórzaną kurtkę i wyszedłem trzaskając drzwiami. W wampirzym tempie znalazłem się na dole szpitala i już miałem wychodzić kiedy drogę zastawił mi mój brat.
***
Oczyma Caroline
Stałam w przedszkolu, myślami byłam daleko stąd. Nie wiem czemu, ale czułam się jakbym miała luki w pamięci.. Jeszcze nigdy nie doskwierał mi taki dyskomfort. Jestem lekarzem.. czuję, że coś jest nie tak. Biję się z myślami, zachodzę w głowę.. co mi umknęło- pytałam sama siebie. Z zamyślenia wyrwał mnie pisk córeczki:
-Mamusiu ! - krzyknęła Chloe wtulając się w moje ramiona. Założyłam jej ciepłe ubranie i wyszłyśmy do auta. Droga przemijała w spokoju, Chloe jak nigdy praktycznie nic nie mówiła.
-Skarbie, coś się stało ?-zapytałam.
-Mamusiu, ten pan.. on pytał się o tatusia - mała szepnęła pocierając rączką po skroni. Czułam jak zaczynają mi się pocić ręce. Czego on chce- zapytałam się w myślach. Miałam się trzymać od nich z daleka.. tak radziła mi Mer. Tak zrobię - szepnęłam lekko dodając gazu.
***
-Jeszcze tylko kilka poprawek i będzie gotowe. Nie wierć się Chloe - skarciłam córkę. Za kilka dni będzie wybierana miss przedszkola, dla takiej księżniczki jaką była moja córka ten dzień będzie szczególnie ważny. Chloe nie lubiła przegrywać, była uparta, odważna.. podobno była zupełnie jak ja. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam wibrującą komórkę i odebrałam odrywając się na chwilę od dziewczynki.
- Mamo, hej !
-Jak Caroline ? Wszystko w porządku ? Jak nie będziesz dawała sobie rady, pamiętaj możesz tu wrócić albo ja przyjadę do Ciebie.
-Babcia ! Daj mi babcie ! - Chloe wyrwała mi telefon. Ja poszłam do kuchni, przygotowałam kilka kanapek i dwie herbaty.. a mała jeszcze nie przestawała rozmawiać przez telefon. Zdenerwowana poszłam do sypialni.. zamarłam, czułam jak gula rośnie w moim gardle, a z oczu płyną łzy, serce zaczynało mi bić coraz szybciej a obraz robił się zamglony. Czułam się jakby moje ruchy były spowolnione, chociaż staram się wszytko robić jak najszybciej. Chloe, leżała, blada na podłodze, nie ruszała się. Potrząsnęłam córeczką kilkakrotnie.. nie reagowała. Zadzwoniłam na pogotowie, miało się zjawić w przeciągu kilku minut.. Przez ten czas, zrobiłam masaż serca.. a ona wciąż nie odzyskiwała przytomności. Moja twarz była mokra od łez, które płynęły strumieniami i od potu, który pojawił się na skutek wysiłku..W pewnym momencie usłyszałam głośne szarpnięcie drzwiami i wpadających lekarzy, wśród nich był Klaus. Płakałam, tak bardzo płakałam, nie miałam siły wstać, czułam jak jego ręce chwytają mnie w talii i podnoszą moje niemalże sparaliżowane ciało ku górze..


Rozdział krótki,ale obiecuję , że kolejny będzie dłuższy :) Zdecydowanie na maturach powinno napisać się coś własnego, twórczego =). Jak się Wam podobało ? Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa ♥ Czy chcecie abym dodała muzykę na tego bloga ?
Zachęcam do komentowania ! ♥
Wasza Sylwia
xoxo.




czwartek, 1 maja 2014

Rozdział III

Siedziałam w samochodzie, obok mnie Chloe, która odwracała się do tylnej szyby auta, aby pomachać Eliz. Jeszcze pamiętam nasze wspólne święta. Zapach mięs, rozchodzący się aż do drzwi, kolorowe ciasta na stole, pod choinką masa pudeł zapakowanych w papier ozdobny. Ku mojemu zdziwieniu nawet kilka było dla mnie, odnosiłam wrażenie, że ta cała troska jest przez śmierć Bon.. Ale nie chciałam polemizować. Mama kupiła mi piękne obleczenie na pościel, do mojego nowego mieszkania, które dostałam z pracy.. Oczywiście za całkiem  nie małą opłatą. Chloe narysowała rysunek, przy którym wszyscy śmialiśmy się do łez.. Obrazek przedstawiał tradycyjnie rodzinę, czyli mnie, Enza, Eliz i Chloe, ale ponadto małego dzidziusia z ogromnymi uszami. Tak, Chloe zdecydowania miała bujną wyobraźnię, chciała mieć rodzeństwo.. co nie było możliwe. Prezent od Enza, chyba najbardziej mnie wzruszył, zrobił dla mnie przepiękny rodzinny album ze zdjęciami.
-Chloe uspokój się, babcia Cię już nie widzi - skarciłam małą, sadzając ją obok siebie.
-Dlaczego jesteś smutna mamusiu ? - zapytała wiercąc się i spoglądając na mnie.
-Nie jestem smutna kochanie, może się troszkę zdrzemniemy ? - zapytałam kładąc jej głowę na swoich kolanach i podając jej, misia. Rzeczywiście, Chloe usnęła już po kilku minutach, a ja lekko przymykałam oczy, ale każde wjechanie w dołek, przez Enza.. sprawiało, że się budziłam. Droga była długa i męcząca, dla mnie i dla Enza, który chciał przy nas jeszcze trochę pobyć. 
-Jesteśmy na miejscu- krzyknął przeciągając się. Chloe obudziła się, każdy włos miała w inną stronę.  
-Dziękuję - odpowiedziałam szeptem i wyszłam z auta.  Stanęłam przed olbrzymią kamienicą i złapałam haust powietrza. To miasto.. w nim odczuwałam jakiś bakcyl zła, ludzie patrzyli z wrogością, aż po moich plecach przechodziły nieprzyjemne ciarki. Złapałam kilka bagaży i wnieśliśmy je na górę. Z zapartym tchem przekręciłam kluczyk w zamku i popchnęłam drzwi. Od razu uśmiechnęłam się i wbiegłam do środka. Mieszkanie było przepiękne,w salonie podłogi wyłożone w jaśniutkich płytkach, ściany  pomalowane na kolor kawy z mlekiem, łazienka.. łazienka była przestronna z dużą, narożną wanną. Kuchnia w zabudowie ze szklanymi szybkami i aneksem. Pokój Chloe.. oj mała cieszyła się i wariowała, pokój Chloe pomalowany był na różowo ze wzorami na ścianach, mało tego jej łóżko było z baldachimem, a w rogu stała mała toaletka, jak dla księżniczki. Nadszedł czas, abym zobaczyła swoją sypialnię.Była duża, na podłodze leżał ciężki fioletowy dywan, cudownie odbijał się na tle jasnych paneli, ściany pokryte były tapetą w fioletowo-białe wzory, łóżko dwuosobowe a obok dwie szafeczki nocne. 
-Nieźle, Caroline - powiedział Enzo gwiżdżąc po cichu. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam na zegarek.
-Cholera, muszę iść do szpitala, Enzo zajmij się Chloe, a jak będziesz musiał jechać w trasę, przyprowadź ją do mnie do pracy. Adres masz w kopiach roboczych w telefonie- odpowiedziałam jednym tchem przesyłając im buziaki. 
-Aa klucze - krzyknęłam stojąc przy drzwiach.
-W kuchni na blacie - odkrzyknął.
Zabrałam kluczyki, a przed wyjściem przejrzałam się w lustrze wiszącym w korytarzu, musnęłam usta błyszczykiem i wybiegłam z mieszkania. Droga, samochodem nie była długa, kilkanaście minut i byłam na miejscu. 
-Cholera ! Co za pieprzony palant - uderzyłam w kierownice tym samym trąbiąc na kierowce jakiegoś auta. W duchu zadawałam sobie, dlaczego co poniektórzy mają prawo jazdy. I gdzie ja teraz zaparkuję- szepnęłam do siebie. Wyszłam z auta, pewna siebie i zapukałam w szybę palanta. 
-Słucham panienkę ? - zapytał, uchylając szybę. 
-Mógłby Pan, łaskawie inaczej zaparkować ten swój wóz ? Zajmuje Pan dwa miejsca parkingowe, a ja staram się zdążyć na czas - powiedziałam jak najszybciej umiałam, ale z ogromną goryczą i złością.
-Jeżeli będę miał ochotę to to zrobię - odpowiedział puszczając mi oko. Drażnił się ze mną, chyba nie chciał poznać mnie z najgorszej strony. 
-Dupek- odkrzyknęłam tak by słyszał, kierując się do auta. Nie jestem tą, która czeka, czy się słucha. Odjechałam kilka przecznic dalej i do szpitala doszłam na pieszo. Wyjęłam kartkę, zdecydowanie pogniecioną z tylnej kieszeni spodni i przeczytałam : godzina 16:00 pokój 312 . Po kilku minutach stanęłam przed drzwiami, gabinetu dyrektora. Zapukałam i weszłam śmiało, mężczyzna siedział na fotelu tyłem do mnie. Nie widziałam jego twarzy, nic nie mówił.. więc zaczęłam lekko ochrypłym głosem.
-Dzień dobry, nazywam się Caroline Forbes, miałam się zgłosić do Pana odnośnie warunków mojej pracy.
Mężczyzna wstał z krzesła i usiadł na rogu biurka, oniemiałam.. dyrektorem szpitala, był dupek i palant sprzed bramy. Oblałam się czerwonym rumieńcem i lekko zaśmiałam, oczywiście na myśl o mojej głupocie, i nie wyparzonym języku.
-Ah to Ty, widzisz czasami potrafisz być miła - odpowiedział i wygiął twarz w półuśmiechu.
-Ja..ja.. przepraszam - powiedziałam zbliżając się do niego. W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia, przepełnione czymś mrocznym, jakąś cząstką zła. Wyciągnęłam rękę i podałam mu jeszcze raz się przedstawiając. Mężczyzna zbliżył swoje usta do wierzchu mojej dłoni i złożył na niej delikatny, subtelny pocałunek, który nie wiem dlaczego, ale sprawił, że poczułam jak po moim ciele przepływa fala dreszczy.
-Miło mi Caroline, a ja nazywam się Niklaus Mikaelson- powiedział, każąc gestem ręki bym usiadła na krześle. Mężczyzna zerkał na mnie i uśmiechał się do siebie, nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.. Nie znałam go przecież. Omówiliśmy godziny pracy, zarobki i urlop, wszytko jak najbardziej mi odpowiadało. 
-Do widzenia i jeszcze raz przepraszam Panie Niklausie - powiedziałam.
-Mów mi Klaus - odpowiedział i jeszcze raz złożył pocałunek na mojej dłoni. Wyszłam z jego gabinetu i szybko udałam się do drzwi, które wskazywały na łazienkę. Stanęłam przed lustrem głośno łapiąc powietrze, lodowatą wodą przemyłam twarz i oparłam się o ścianę. Co Ci jest Caroline - szepnęłam sama do siebie. Przed oczyma ciągle miałam scenkę, w której całuje moją dłoń i zerka na mnie, uśmiechając się. Potrząsnęłam głową, nabrałam powietrza i wyszłam z łazienki, potem z całego budynku.
***
-I jak było na rozmowie ? - zapytał Enzo, siadając obok mnie z kubkami ciepłego kakao.
-Dobrze - odpowiedziałam machinalnie, wpatrując się w dal.
-Na pewno ? Wydajesz się być nieobecna - powiedział troskliwym głosem. 
-Tak, wszytko dobrze. Idę zrobić sobie kąpiel - odpowiedziałam uśmiechając się.
Stanęłam w łazience, zrzuciłam z siebie brudne ubrania, do wanny nalałam gorącej wody i płynu o zapachu różanym. Weszłam do wody i oddałam się w ręce Morfeusza.
Biegłam przez korytarz szpitala, cała mokra i zmęczona od natłoku pracy. Nie zauważalnie wpadłam na mężczyznę.. z lekkim zarostem o chłodno-niebieskich oczach. Objął mnie czule mówiąc :
-Caroline, nie spiesz się nigdzie, wszystko będzie dobrze. 
Spojrzałam na niego i lekko zbliżyłam swoje usta do jego wdychając jego wydychane powietrze.
- Caroline, otwórz ! - wyrwał mnie krzyk Enza, dobijającego się do łazienki.
-Co chcesz Enzo ? - odpowiedziałam mrużąc oczy.
-Nie dajesz znaku życia od ponad godziny - powiedział zmartwiony.
-Zaraz wyjdę - odpowiedziałam wychodząc z wanny, w której woda zrobiła się już dawno chłodna. Owinęłam się śnieżnobiałym ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Na moim łóżku siedział Enzo, który od razu zerwał się i przytulił mnie, niemalże dusząc.
-Myślałem, że coś Ci się stało.
-Przepraszam, usnęłam - odpowiedziałam przewracając oczyma i wydostając się z uścisku mężczyzny. Odeszłam kilka kroków dalej ,wyjęłam z walizki bieliznę i pidżamę. Nie miałam czasu na rozpakowywanie ubrań. Wstałam i odwróciłam się w przede mną ponownie stał Enzo, poczułam lekki dreszcz. Wierzchem dłoni przejechał po moim nagim ramieniu i pocałował mnie w usta. Oddałam pocałunek i oplotłam ręce wokół jego szyi. Nasze wargi złączyły się w jedną całość, pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a podążanie wzrastało. Enzo delikatnie zsunął mój ręcznik, który był jedyna garderobą w tym momencie. Przejechał dłonią po moich plecach i zaczął muskać moją szyję. Wtedy oprzytomniałam, poczułam jakieś ukłucie w sercu, jakąś inną tęsknotę, oderwałam się od niego, podniosłam ręcznik, złapałam pidżamę, bieliznę i wbiegłam do łazienki. 
-Caroline, co się dzieje ? - zapytał jakby przestraszony, że zrobił coś źle. Choć wcale tak nie było, wielokrotnie bywały takie sytuacje, nawet czasami ja do nich prowokowałam. 
-Nie wiem co się ze mną dzieje Enzo. Przepraszam, jedź już w trasę - odpowiedziałam ubierając się w ciuchy. Mężczyzna zapukał w drzwi jeszcze parę razy, a ja uległam i otworzyłam.
-Dobranoc, Caroline. Nie chciałem Cię skrzywdzić, pamiętaj - powiedział całując mnie w czoło. Po wyjściu Enza, wlałam sobie szklankę whisky i wypiłam ją duszkiem. Pobiegłam do sypialni, skuliłam się i zasnęłam.
 ***
-Mamusiu, wstawaj ! Muszę iść do przedszkola ! - usłyszałam głos Chloe, która targała mną na wszystkie strony.
-Już, Chloe.. chwilka - odpowiedziałam zaspana.
-Ale już jest siódma trzydzieści - wykrzyczała skacząc po mnie. Jej słowa doszły do mnie po kilkunastu sekundach, ale ze zdwojoną siłą. Zerwałam się z łóżka, z walizek wyjęłam ubrania córki i kazałam jej się ubrać.. Nie miałam czasu wybierać stroju dla Chloe, więc pozwoliłam jej samej wybrać ciuchy. Sama wbiegłam do łazienki, umyłam twarz, zęby i założyłam jeansy, a do tego zwykłą bluzkę i ciepły sweter.
-Jestem gotowa - w progu stanęłam Chloe w pełni ubrana. 
-Pięknie wyglądasz, młoda damo. Załóż czapkę, kurtkę i buty , a ja przygotuje Ci śniadanie na drogę i do przedszkola. 
***
Stałam przed piekarnią, nerwowo biegając po bliskich uliczkach. Zimne powietrze uderzało w moją rozpaloną twarz.
-Chloe, gdzie jesteś ? - krzyczałam, niemalże łamiącym głosem. Chwila nie uwagi, wyszłam do sklepu, a moja córeczka zniknęła. Patrzyłam nerwowo na zegarek i rozglądałam się wokół. Czułam jak moje serce, niemalże zaraz wyskoczy mi z piersi. Bałam się niesamowicie, byłam bezradna na tle tego miasta. Zrezygnowana, wybijająca numer na policję usłyszałam krzyk Chloe :
-Cześć mamusiu !
 Dziewczynka nie miała kurtki, czapki ani szalika, jej twarz i rączki były przemarznięte. Chloe wtulała się w mężczyznę, przez zamazany obraz, spowodowany moim spazmatycznym płaczem nic nie widziałam. Pobiegłam nie patrząc na ulicę i przytuliłam do siebie moją małą córeczkę. 
-Dziękuję, dziękuję - powiedziałam nie zwracając uwagi  na mężczyznę.
-Nie ma za co, Caroline. Pomóc jeszcze w czymś ?- powiedział, znajomy mi brytyjski akcent.
-Klaus.. - szepnęłam zerkając ku górze. Jego chłodny wzrok przeszył moje ciało, a przed oczyma stanął mi obraz mojego snu. 
-Przepraszam, spóźnię się do pracy.
-Nie spóźnisz, zawiozę Chole do przedszkola na zajęcia baletu. Mała naprawdę jest rozgadana - powiedział śmiejąc się - a Ty jedz do pracy, nie martw się. 
Nie wiem dlaczego, ale czułam że w tej kwestii mogę mu zaufać, czułam się jak osłupiała i podałam mu córeczkę powtarzając jego słowa.



Kochani ! Oto nowy rozdział ! I jak wrażenia ? Mówcie, komentujcie, motywujcie ♥♥♥
Jak Wam się podoba relacja Enzo x Caroline ? 
Czyta ktoś to wgl ?! 
Dziękuję wszystkim, którzy  zostawiają po sobie ślad.
Zapraszam Was na bloga, cudownej osoby ! 
http://zaspiewaj-mi-tak-bardzo-tego-pragne.blogspot.com
Pozdrawiam
XOXO !